Uniwersytety zaczęły otwierać się na kobiety w drugiej połowie XIX wieku, lecz był to proces długotrwały. Choć kobiety były aktywne na polu nauki od zawsze, ich dokonania bywają pomijane również dzisiaj.
Niewiele można się o nich dowiedzieć z podręczników do historii lub z innych popularnych źródeł. Pierwszymi szkołami wyższymi, które zaczęły przyjmować na studia kobiety były amerykańskie koledże na początku XIX wieku, choć już w XVII stuleciu pojedyncze przedstawicielki tej płci były dopuszczane do kształcenia uniwersyteckiego. Wśród krajów, które jako pierwsze masowo otworzyły instytucje edukacji wyższej dla kobiet były: Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Finlandia, Szwecja, Dania, Rosja, Rumunia. Nieco później dokonano tego m.in. w Niemczech, Francji, Brazylii, Chile. W podzielonej przez zaborców Polsce pierwszą instytucją kształcącą na równych prawach kobiety i mężczyzn był podziemny Latający Uniwersytet działający w Warszawie. Na prowadzone w nim kursy uczęszczała Maria Skłodowska, ponieważ była to jedyna możliwość podjęcia edukacji akademickiej przez kobietę w Królestwie Polskim. Oficjalne wykształcenie wyższe późniejsza noblistka musiała zdobywać we Francji. Znajdujący się w zaborze austro-węgierskim Uniwersytet Jagielloński rozpoczął przyjmowanie studentek w 1894 roku.
Efekt Matyldy
Zdecydowane przyspieszenie w sferze wyrównywania podstawowych praw kobiet i mężczyzn w owym czasie nie zakończyło niechlubnej historii dyskryminacji ze względu na płeć. Kobiety miały jej doświadczać na nowe sposoby. Znakomicie ilustruje tę sytuację tzw. efekt Matyldy opisany w 1993 roku przez amerykańską historyczkę nauki Margaret W. Rossiter. Odnosi się on do szeregu zjawisk, które na przestrzeni dziejów świadczyły o uprzywilejowanej pozycji mężczyzn w świecie nauki. Nazwa zjawiska pochodzi od imienia Matildy Gage, wybitnej amerykańskiej feministki, która pod koniec XIX stulecia jako pierwsza opisywała praktykę lekceważenia wkładu kobiet w rozwój nauki. Rossiter zwróciła uwagę na utrzymującą się od wieków tendencję do przypisywania dokonań naukowczyń ich męskim współpracownikom, kolegom lub patronom. Wielokrotnie wkład badaczek w prace nad przełomowymi wynalazkami technicznymi, medycznymi, odkryciami w dziedzinie chemii, fizyki czy astronomii został przemilczany lub przeinaczony w taki sposób, aby to uczeni mężczyźni zostali uznani za ich autorów. Rossiter przypomniała m.in. przypadek Trotuli, włoskiej lekarki żyjącej na przeomie XI i XII wieku. Autorstwo jej wybitnych dzieł przypisywano mężczyznom, po jej śmierci publikowano je pod ich naziwskami, by w końcu zaprzeczyć samemu istnieniu Trotuli. Wśród dwudziestowiecznych ofiar efektu Matyldy znalazła się m.in. Rosalind Franklin, biofizyczka współodpowiedzialna za odkrycie podwójnej helisy DNA, która wyniku wieloletniej pracy wykorzystującej promienie rentgenowskie zmarła na raka jajnika na cztery lata przed przyznaniem Nagrody Nobla jej męskim współpracownikom. Dziś panuje zgoda co do tego, że Franklin miała absolutnie fundamentalny wpływ na rewolucyjne badania dotyczące DNA, czego nie odzwierciedla nie tylko pomijająca ją decyzja komitetu noblowskiego, ale i wiele współczesnych podręczników, podkreślających jedynie osiągnięcia kolegów Franklin. Podobna dyskryminacja spotkała Cecilię Payne-Gaposchkin, która odkryła, że głównym składnikiem gwiazd musi być wodór, ale jej teoria była odrzucana do 1929 roku, gdy mężczyzna opublikował podobne wnioski. Z kolei austriacka fizyczka jądrowa Lise Meitner jako pierwsza opisała zjawisko rozbicia jadra atomowego, lecz wszelkie zasługi na tym polu przypisano Otto Hahnowi, nobliście z 1944 roku.
Czynnik kobiecy
Spoglądając na współczesną historię udziału kobiet w świecie nauki warto wspomnieć nie tylko opresję i niesprawiedliwość, jakiej doświadczały naukowczynie, badaczki, studentki i inne jego uczestniczki. Należy przyjrzeć się ich osiągnięciom, ciężkiej pracy i walce o uznanie. Maria Skłodowska-Curie jest najczęściej przywoływanym przykładem genialnej naukowczyni, która w patriarchalnym świecie nauki odniosła sukces i na zawsze zapisała się w historii. Wiek XX przyniósł niebywały wzrost znaczenia kobiet we wszystkich dziedzinach nauki. Badania mechanizmów organizacji społecznej, którymi zajmują się m.in. antropologia i socjologia rozwijałyby się zupełnie inaczej, gdyby nie tak znakomite postacie jak Margaret Mead, Ruth Benedict lub Mary Douglas. Ciężko też wyobrazić sobie współczesną filozofię bez Hannah Arendt. Obecnie, działania na rzecz wzmocnienia pozycji kobiet w sferze akademickiej lub zachęcanie dziewcząt do podjęcia studiów w kluczowym obszarze STEM (Science, Technology, Engineering, Mathematics) należą do najważniejszych wyzwań stojących przed instytucjami naukowymi. Choć postęp w dziedzinie wyrównywania szans jaki dokonał się od czasów, gdy pierwsze uniwersytety zaczęły kształcić kobiety jest ogromny, wciąż jest wiele do zrobienia. Efekt Matyldy niestety wciąż działa. Pomimo licznych przeciwności, kobiety odgrywają coraz większą rolę w dyscyplinach, które przez dekady, pomimo braku formalnych restrykcji, były niejako zarezerwowane dla mężczyzn. Chodzi tu zwłaszcza o nauki techniczne, ścisłe, przyrodnicze – wszystkie obszary kluczowe dla rozwoju nowych technologii. Budzące podziw kariery młodych programistek nie należą już do rzadkości i pomagają przełamywać stereotypy zakorzenione w sferze nauki instytucjonalnej. Naukowczynie z sukcesami przenoszą doświadczenie badawcze do rozmaitych dziedzin gospodarki, obnażając fałszywość podziału na „męskie” i „żeńskie” kompetencje.
Z raportu „Women in Science” opublikowanego przez UNESCO wynika, że w Polsce, podobnie jak w wielu krajach europejskich kobiety stanowią 60 procent wszystkich osób na studiach pierwszego stopnia. Dominują również wśród słuchaczy studiów doktoranckich, lecz są już mniejszością w gronie pracowników naukowych. Kobiet jest też mniej wśród praktyków niemal wszystkich dyscyplin naukowych. Wyjątek stanowią nauki medyczne. Bardzo mało kobiet staje tez na czele instytucji naukowych, zostaje rektorkami. Dysproporcje są z mozołem ograniczane, jednak setki przykładów sukcesów badawczych osiąganych przez kobiety tworzą zupełnie inną sytuację niż ta, która istniała w świecie nauki jeszcze kilka dekad wcześniej. Zdominowanie przez mężczyzn sfery akademickiej, a także współpracujących z nią sektorów gospodarki nie jest jednak tylko problemem „ilościowym”. Doświadczenie kobiet poświęcających się badaniom i pokonującym przeciwności powinno być podstawą do ważnej zmiany jakościowej: refleksji nad modelami zarządzania nauką, kształtowaniem ścieżek kariery i współzawodnictwa.
Kobiety stanowią ponad połowę światowej populacji, a historia dowiodła ich wielkiego zapału do zdobywania wykształcenia i rozwijania nauki. Ich wkład jest nie do przecenienia. Dziś stoimy przed fundamentalną koniecznością nieograniczonego wykorzystania potencjału kobiet we wszystkich dyscyplinach. Nie tylko w celu przekreślenia wielowiekowej dyskryminacji, lecz dla dobra wszystkich, dla harmonijnego i dynamicznego rozwoju społeczeństw. I dla dobra samej nauki - przede wszystkim.
Jacek Drozda
Więcej informacji na: www.dziewczynydonauki.pl |
Projekt został objęty patronatem: