Przez ostatnich kilka dekad szkolnictwo wyższe zarówno w Polsce, jak i na całym świecie rozwijało się w miarę stabilnie; wysoki procent osób z wyższym wykształceniem uważano za istotny wskaźnik rozwoju ekonomicznego i społecznego kraju. Ale nagle na ten pozytywny obraz nadciągają ciemne chmury - i to z kilku kierunków jednocześnie. Zagrożony jest rozwój umiędzynarodowienia, spada wartość rynkowa dyplomu, a pieniądze budżetowe potrzebne są na inne cele. Polska nie jest pod tym względem wyjątkiem.
Umiędzynarodowienie
Nie jest tajemnicą, że studenci zagraniczni poza licznymi korzyściami niematerialnymi, jakie wnoszą do uczelni i społeczeństwa, stanowią istotne źródło pieniędzy nie tylko dla uczelni, ale także gospodarki miasta i państwa. Niestety, nikt tego jeszcze w Polsce porządnie nie policzył – a wielka szkoda - ale robią to Amerykanie i wyszło im, że w roku akademickim 2022/23 ponad milion zagranicznych studentów wniósł do amerykańskiej gospodarki ponad 40 miliardów dolarów. Również Brytyjczycy i Australijczycy przychody z tego tytułu liczą w miliardach.
Mimo że umiędzynarodowienie wydaje się być swoistym „złotym jajkiem”, to stało się ofiarą coraz szerzej rozlewającej się po świecie fali nastrojów anty-imigranckich.
W Polsce od prawie roku nie tylko słyszymy o tzw. „aferze wizowej” i o tysiącach podejrzanych studentów zagranicznych, ale władze podjęły konkretne kroki administracyjno-legisalcyjne, które bez wątpienia utrudnią rozwój umiędzynarodowienia. Nie jesteśmy bynajmniej w tym przedmiocie odosobnieni. Polityka nowego amerykańskiego prezydenta - co do tego nikt nie ma wątpliwości - będzie ostro anty-imigracyjna, także w stosunku do zagranicznych studentów. Ograniczenia wizowe w stosunku do zagranicznych studentów wprowadziły już też władze brytyjskie, australijskie i kanadyjskie.
Jak te anty-emigracyjne nastroje mogą negatywnie odbijać się na studentach pokazuje przypadek jaki opisał Alex Usher, znany międzynarodowy ekspert od szkolnictwa wyższego. Pięcioosobowa rodzina z Indii, starając się nielegalnie przedostać z Kanady do USA, zmarła na granicy z powodu mrozu. Głowa rodziny przebywała w Kanadzie na podstawie wizy studenckiej. O tragedii głośno zrobiło się w Indiach, gdzie powiązano to z siecią przemytników. Mimo, że media w Indiach nie podały żadnych dowodów, jedna z kanadyjskich stacji telewizyjnych zrobiła z tego przypadku dużą sprawę o tym, jak to wizy studenckie są wykorzystywane do przestępstw.
Dyplom a zarobki
Powszechnie przyjęło się, i zostało to udowodnione, że wykształcenie, a szczególnie na poziomie uniwersyteckim, otwiera drogę do lepszych zarobków. Ale i na tym polu sprawy zaczynają nabierać innego wymiaru.
Studia, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, ale nie tylko, stają się coraz droższe. Nie dość, że podczas lat poświęconych na naukę raczej ponosi się koszty a nie zarabia, to często na studia trzeba brać pożyczki. W rezultacie z uczelni wychodzi się jednocześnie z dyplomem i długiem. W USA absolwent opuszcza uczelnię z długiem od dziesiątek do setek tysięcy dolarów.
Nad tym, czy warto studiować, coraz częściej zastanawiają się nie tylko młodzi ludzie, ale także pracodawcy. Tak ten problem wprost przedstawia gazeta w jednym z szybko rozwijających się miast amerykańskiego południa: „Teraz firmy potrzebują więcej pracowników niż pracownicy miejsc pracy. Zamiast eliminować ludzi, firmy mają za zadanie wymyślić, jak przyciągnąć nowe talenty, a zniesienie wymogu posiadania dyplomu ukończenia studiów wyższych okazało się na to skutecznym sposobem. Mówiąc wprost, brak dyplomu ukończenia studiów wyższych nie powinien zmniejszać szans na znalezienie dobrej pracy. To dobra wiadomość dla wielu młodych ludzi wchodzących na rynek pracy.”
Wspomniany już Usher tak tłumaczy zwiększające się zapotrzebowanie na konkretne wykształcenie zawodowe: „Już nie tylko wyższa klasa chodzi teraz na uniwersytety. Rodziny klasy średniej i niższej chcą mieć pewność, że inwestycja w edukację prowadzi do namacalnych korzyści, nie chcą iść na studia tylko po to by spędzić dobry czas”.
Priorytety budżetowe
Uczelnie, by się rozwijać, potrzebują nakładów na dydaktykę i na badania. Nakłady te, tak u nas jak i na świecie, pochodzą głównie z budżetu państwa. Niby wszyscy zgadzają się, że finansowanie uczelni i nauki to dobra inwestycja w przyszłość, tyle, że dobrym chęciom przychodzi zderzać się z rzeczywistością czyli budżetowymi priorytetami.
Wojna w Ukrainie spowodowała, że w Polsce i w Europie poczuliśmy się coraz mniej bezpieczni, a w obliczu niebezpieczeństwa naturalnym odruchem jest obrona. Kilka lat temu chwaliliśmy się tym, że na obronę wydajemy 2% PKB, teraz zbliżamy się do 5%. Nowy/stary prezydent Donald Trump domaga się od Europejczyków zwiększenia wydatków na zbrojenia.
Kierunek na zbrojenia jest w obecnej sytuacji zrozumiały, ale jednocześnie wiadomo, że z budżetem można robić różne rzeczy, lecz nie jest on z gumy, wydając więcej na jedno trzeba oszczędniej wydawać na coś innego. Można powiedzieć, że w projekcie budżetu na rok 2025 sprawy naszego szkolnictwa wyższego nie mają się najgorzej. W 2025 roku budżet szkolnictwa wyższego i nauki zaplanowano na poziomie 42 mld 540 mln zł. To więcej niż w roku 2024.
o 3,8% więcej niż w roku 2024, gdy wyniósł on 40 mld 992 mln zł.
W budżecie na 2025 rok zaplanowano rekordowe wydatki na obronę narodową przekraczające 124 mld zł. W porównaniu do 2024 roku to wzrost o ponad 6 mld zł. To o 4,8% więcej niż w roku 2024.
Dla porównania, w roku 2022 rząd amerykański na zbrojenia wydał 877 mld dolarów – 10 razy więcej niż na edukację (pamiętajmy, że w USA duża część wydatków na szkolnictwo pochodzi od władz stanowych i ze źródeł prywatnych).
Wprawdzie w Europie coraz głośniej mówi się potrzebie zwiększenia wydatków na badania -a raport przygotowany przez Mario Draghi’ego wręczy bije w tej sprawie na alarm - to na razie nie przekłada się to na priorytety rządzące budżetami… Jednym słowem: lekko nie będzie!
Kazimierz Bilanow