Studenckie anegdoty przechodzą z pokolenia na pokolenie. Jedne funkcjonują jako dowcipy, inne „przydarzyły się naprawdę”… oczywiście koledze kolegi.
Pewna studentka prawa przystąpiła do ustnego egzaminu z prawa rzymskiego. Uszczypliwy profesor zapytał podchwytliwe:
– Czy mogłaby pani prowadzić dom publiczny w starożytnym Rzymie?
Studentka zastanowiła się chwilę, po czym odpowiedziała.
– Nie, ale za to pana żona by mogła.
Profesor uśmiechnął się i wstawił jej 5. A to dlatego, że według rzymskiego prawa, jedynie mężatki mogły prowadzić domy publiczne.
***
Czterej studenci Uniwersytetu Jagiellońskiego, którym egzaminy zawsze szły bardzo dobrze, przed bardzo ważnym zaliczeniem z chemii zabalowali i w dzień egzaminu obudzili się w innym mieście. Nie zdążyli oczywiście, lecz postanowili oszukać swojego profesora. Opowiedzieli mu, że pojechali do przyjaciół z innego miasta, by się uczyć, lecz wracając poprzedniego dnia – złapali gumę i nie mogli doczekać się na pomoc aż do rana. Profesor pozwolił im przyjść na egzamin następnego dnia.
Przyjaciele, pewni siebie, stawili się na egzamin. Profesor rozsadził ich do czterech różnych sal i dał każdemu arkusz egzaminacyjny. Na pierwszej stronie było jedno krótkie pytanie, z którym uporali się bez większego trudu. Kiedy jednak odwrócili kartkę, czekało na nich jeszcze jedno pytanie: Które to było koło?
***
Pewien profesor filozofii wymyślił oryginalny sposób egzaminowania studentów. Gdy pierwszy student wszedł do gabinetu, polecił mu, by zaczął biegać wokół krzesła. Zdziwiony młody człowiek spełnił polecenie i… dostał do indeksu 2. Inni studenci szybko dowiedzieli się, na czym polega zadanie i próbowali najróżniejszych technik. Biegali szybko, wolno, nie dotykając krzesła lub właśnie trzymając się oparcia, lecz żaden z nich nie zdał. Ostatni ze zdających, kiedy usłyszał zadanie, zapytał: A w którą stronę?. Egzaminator wstawił mu 5.
***
Inny wykładowca filozofii postanowił zabawić się kosztem zdającego u niego egzamin studenta. Zapytał go, ile żarówek jest w sali. Chłopak spojrzał na sufit i odparł, że 10. Na to egzaminator rzekł, że odpowiedź jest niepoprawna, otworzył szufladę i pokazał schowaną tam żarówkę. Po kilku tygodniach chłopak zgłosił się na poprawkę i usłyszał takie samo pytanie.
– Ile żarówek jest w tej sali?.
Student bez wahania odpowiedział.
– 11.
– Znowu źle – wykładowca otworzył szufladę. – Nie mam już tutaj żarówki.
Na to student otworzył swój plecak.
– Nie szkodzi – powiedział – przyniosłem swoją.
I musiał dostać 5.
***
Troje studentów czekało na swoją kolej pod gabinetem profesora. Nagle, jeden z nich potknął się, a jego indeks wpadł pod drzwiami do pokoju egzaminatora. Zmieszany przez chwilę nie wiedział, co robić, lecz indeks sam nagle wyskoczył pod drzwiami. Student otworzył go i okazało się, że ma już wpisaną ocenę cztery. Jego kolega nie zastanawiać się dłużej wrzucił swój indeks pod drzwi. Gdy indeks wrócił, miał wpisaną ocenę – trzy. Ostatni z grupy długo się wahał, aż w końcu także wrzucił swój indeks pod drzwi. Książeczka wróciła po dłuższej chwili z wpisaną piątką i dopiskiem za odwagę.