Część II - Rozwinięcie

pen tPisałem poprzednio o sztuce budowania wstępu. Wypracowanie bez solidnego wprowadzenia to jak dom bez fundamentów. Wprawdzie współczesne budownictwo dopuszcza stawianie budynków mieszkalnych nieomal wprost na gruncie, ale dla konserwatywnych klientów to zbrodnia.

Podobne nastawienie do wypracowania maturalnego mają egzaminatorzy. Nie wyobrażają sobie, że można pisać, przechodząc od razu do rzeczy. A gdzie wstęp?

Jednak dom to nie tylko fundament. Liczy się przecież to, co na nim stoi, czyli – w wielkim uproszczeniu – ściany, sufit i dach. Jeśli więc wprowadzenie masz już za sobą, możesz przystąpić do kolejnej części inwestycji, jaką jest tworzenie rozwinięcia. Gdy wcześniej chodziło głównie o to, aby zacząć, teraz sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana. Rozwinięcie to główna część wypracowania maturalnego, za którą powinieneś otrzymać najwięcej punktów. Nie zmarnuj zatem swojej szansy.

Zgodność z tematem

Wyobraźmy sobie sytuację, że znajdujesz się w restauracji i czytasz kartę dań. Po długim zastanowieniu wybierasz pieczonego łososia z frytkami i warzywami gotowanymi na parze. A do picia zieloną herbatę. Kelner przyjął zamówienie, nawet zapisał to sobie na kartce, aby niczego nie pomylić. Co z tego, skoro po wielu minutach oczekiwania dostajesz kotlet schabowy z ziemniakami oraz marchewką z groszkiem, a do picia piwo. Problem w tym, że twoje zamówienie było zupełnie inne. I co teraz?

To samo można powiedzieć o pracy stylistycznej, która została napisana nie na temat. Co z tego, że pod względem ilości wszystko się zgadza, jeśli treść jest zupełnie inna? Celem pracy powinna być np. odpowiedź na pytanie, jak o przeszłości Polski i o pamięci o niej pisała E. Orzeszkowa w Gloria victis, a jak K. K. Baczyński w wierszu Mazowsze. Tymczasem praca dotyczy obrazu wsi w Nad Niemnem i konfliktów między Korczyńskimi a Bohatyrowiczami oraz o bohaterskiej śmierci tytułowego bohatera Elegii o chłopcu polskim. Ewidentnie miał być łosoś, a dostaliśmy schabowego.

Kelner zasługuje na to, aby odesłać go do wszystkich diabłów. Innego wyjścia nie ma. Tak samo egzaminator postąpi z pracą, która została napisana nie na temat. Nie ma znaczenia, że tekst zawiera mnóstwo wiedzy o literaturze. Nie to zostało zamówione, więc cała praca na nic. Nie będzie ani jednego punktu za rozwinięcie tematu, a to oznacza dyskwalifikację. Także za pozostałe składniki pracy – kompozycję, styl, język, zapis – nie dostaniemy nic. Napiwku, czyli dodatku za szczególne walory pracy, też nie będzie. Dyskwalifikacja na całej linii, cała praca na nic. Dlatego warunkiem koniecznym, aby zdać egzamin maturalny z języka polskiego, jest rozwinięcie tematu i tylko tematu, a nie pisanie o czymkolwiek.

Tak jak budowniczy domu powinni budować ściśle według zamówienia i planów, tak maturzysta powinien pisać wypracowanie zgodnie z tematem. Nieodzowne staje się zatem kontrolowanie pracy i sprawdzanie, czy robię dokładnie to, czego się ode mnie oczekuje. Właściwie przed rozpoczęciem i po napisaniu każdego akapitu powinno się ponownie przeczytać temat i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy zmierzam we właściwym kierunku. Inaczej mówiąc, czy moja praca dotyczy tematu, czy też całkiem czegoś innego. Wysmażyłem łososia czy jednak schabowego?

Liczą się tylko czarne literki

Każdemu chyba trafiło się rozmawiać ze specjalistą, np. lekarzem albo informatykiem, którego nie sposób było zrozumieć. Niby mówił po polsku, ale używał takich słów i żadnego z nich nie objaśniał, że trudno było cokolwiek pojąć. Oczywiście inny lekarz czy informatyk rozumiałby go doskonale. Nam natomiast przydałby się słownik wyrazów obcych i krótki przewodnik po zagadnieniach, o których rozmawiamy. Problemu by nie było, gdyby profesjonalista założył, że rozmawia z laikiem, czyli osobą, która nic nie wie, niczego nie rozumie, więc wszystko trzeba jej objaśniać od zera. Tylko czy to wypada?

W przypadku pracy stylistycznej nie tylko wypada tak pisać, ale jest to wręcz konieczne. Filozofia egzaminu maturalnego opiera się bowiem na założeniu, że jeśli zdający czegoś nie napisze, to znaczy, iż tego nie wie. Gdyby to był egzamin ustny, można by zadać maturzyście dodatkowe pytanie i szydło wyszłoby z worka. Także sam zdający mógłby się zorientować, że jego wypowiedź nie jest kompletna. Rzut oka na twarze egzaminatorów i już wiadomo, że trzeba się ratować dodatkowymi wyjaśnieniami. Na egzaminie pisemnym tak się nie da. Dlatego od razu trzeba założyć, że w rozwinięciu należy tak pisać, aby osoba sprawdzająca pracę niczego nie musiała się domyślać ani niczego uzupełniać. Praca musi być jasna dla każdego czytelnika, a nie tylko dla kogoś, kto zjadł zęby na literaturze.

Podczas pisemnej części egzaminu maturalnego liczy się tylko to, co zostało napisane. Mówiąc zaś bardziej obrazowo, oceniane są wyłącznie czarne literki, tylko pismo. Jeśli czegoś nie ma czarno na białym, nie zostaną też za to przyznane punkty. Nie ma znaczenia, że maturzysta doskonale znał te informacje, ale nie uważał za stosowne pisać o oczywistościach. Moim zdaniem, lepiej przedobrzyć, podając trywialne treści, niż pominąć ważne informacje i narazić się na zarzut, że nie znamy podstaw. W końcu to tylko egzamin kończący naukę w liceum, a nie konkurs na prezesa Najważniejszej Firmy Świata. Jak na razie, na maturze liczy się wiedza podstawowa, a nie innowacyjność i odkrywczość. Dlatego pisanie rozwinięcia to w głównej mierze wykładanie kawy na ławę. Im prościej i jaśniej, tym lepiej.

Do czego to potrzebne?

Rozwijanie tematu polega na podawaniu wiedzy i robieniu z niej użytku. Nie wystarczy zalać pracy informacjami. Choćby była one najlepsze, to dopiero połowa roboty. Należy wyjaśnić, jak podane wiadomości mają się do tematu. Powiedzmy, że wybraliśmy temat: Porównaj obrazy przeszłości i refleksje na temat pamięci ukazane we fragmentach noweli E. Orzeszkowej Gloria victis i w wierszu K. K. Baczyńskiego Mazowsze. Przyszło nam do głowy, aby pochwalić się wiedzą, w jakich czasach żyli ww. pisarze. Napisaliśmy, że Orzeszkowa tworzyła w okresie zaborów, a Baczyński podczas wojny i okupacji. Po prostu pięknie.

Jeśli zamierzamy na tym poprzestać, to równie dobrze mogliśmy w ogóle tego nie podawać. Naszym zadaniem jest posłużyć się tą informacją, aby rozwinąć temat, np. napisać, że pisarzy łączy życie w czasach niewoli. Dlatego w ich dziełach obecna jest refleksja nad przeszłością i troska, aby polska historia nie została zapomniana. od tego bowiem zależy nasza tożsamość narodowa i zdolność do walki o niepodległość. Nie rozpisujmy się jednak za długo o tym, co z tego wynika. Wystarczy krótkie wyjaśnienie i szukajmy następnych faktów, które możemy skomentować w ścisłym związku z tematem. tak właśnie krok po kroku budujemy rozwinięcie.

Wypracowania maturalne dowodzą, że ich autorzy najczęściej sporo wiedzą, ale nie potrafią w pełni wykorzystać posiadanej wiedzy. To tak, jakby firma zwiozła na plac budowy masę materiałów budowlanych, a potem nie wiedząc, co z nimi zrobić, zostawiła je pod chmurką. Tak się nie robi. Wszystko, co znalazło się na placu, musi zostać użyte, inaczej to czyste marnotrawstwo. Podobnie należy ocenić działania maturzysty. Przywoływane informacje muszą służyć rozwijaniu tematu, czyli być objaśniane. Należy się wytłumaczyć, w jakim celu streszczam treść lektury albo wykazuję się znajomością biografii. Jeśli nie wykorzystam swojej wiedzy do rozwinięcia tematu, egzaminator napisze na marginesie, że informacje są niefunkcjonalne i nie przyzna za nie ani jednego punktu. Cała robota na nic.

Odtwórczo czy problemowo?

Są dwa podstawowe sposoby rozwijania pracy. Odtwórczy dla tych, którzy nie trafili w temat. I problemowy dla tych, którzy wiedzą o czym pisać, ale zastanawiają się, jak to ująć. Metoda odtwórcza to tylko koło ratunkowe, dlatego polecam ją jedynie osobom, którym w oczy zajrzała groźba niezdania egzaminu. Jeśli więc nic nam nie przychodzi do głowy, odtwarzajmy swoimi słowami to, co zawiera podany do analizy fragment. Medalu za to nie otrzymamy, ale jest nadzieja, że tłumacząc „z polskiego na nasze”, uda nam się zebrać minimum punktów, czyli zdać. Osoby, które przecisnęły się przez egzaminacyjne sito, mimo że nie znały w ogóle lektur, dokonały tego właśnie dzięki metodzie odtwórczej.
Maturzystom, którzy wiedzą więcej niż to, co zawiera tekst źródłowy, polecam metodę problemową. Na temat należy spojrzeć wtedy jak na projekt, który wymaga wykonaniu szeregu działań. Tylko jakich? I to jest właśnie nasz pierwszy problem. Wyobraźmy sobie, że przy projekcie pracują dwie osoby: uczeń i jego mistrz. Uczeń miałby za zadanie opracować podstawy, np. zebrać i posegregować materiał, natomiast mistrz wziąłby się za coś bardziej skomplikowanego, np. połączyłby ze sobą kilka elementów i wytłumaczył ich znaczenie (zawsze w odniesieniu do analizowanego tekstu literackiego i w ścisłym związku z tematem pracy).

Pracując ta metodą, w rozwinięciu najpierw jako uczeń rozpoznajemy epokę i autora, przedstawiamy jego dzieło (gatunek, o czym jest – same podstawy), a potem jako mistrz łączymy informacje o epoce, autorze oraz dziele i wyjaśniamy, co to ma wspólnego z tematem, np. że Orzeszkowa jest kojarzona z epoką pozytywizmu, ale nowela Gloria victis to dzieło szczególne, stworzone przez autorkę u schyłku życia, na początku XX wieku, pisane ku czci bohaterów powstania styczniowego, kiedy to pamięć o wydarzeniu i jego znaczeniu zaczęła się zacierać. Oczywiście, jeśli brakuje nam wiedzy o lekturach, musimy wrócić do metody odtwórczej i ograniczyć się do streszczenia fragmentu. Dura lex, sed lex.

Gdy brakuje pomysłów

Łatwo budować rozwinięcie, gdy ma się z czego. Gorzej, jeśli w głowie same pustki, a wiedza dziwnym trafem uleciała w siną dal. W takiej sytuacji trzeba zdać się na inteligencję. Należy wtedy czytać podany tekst źródłowy i zachowywać się jak małe dziecko, które nie przestaje się dziwić.

A zatem dziwmy się, stawiajmy pytania i próbujmy sami znaleźć na nie odpowiedzi. Przecież kto pyta, nie błądzi. Dzięki metodzie dziwienia się i żonglowania pytaniami oraz odpowiedziami nasze rozwinięcie powiększy się o kilka nowych akapitów. Oczywiście, jest to metoda dla zdesperowanych.

Smok z wieloma głowami

Pustka w głowie nie zdarza się tak często, a jeśli nawet, to mija po kilkunastu minutach. Czasem przechodzi w coś przeciwnego – w natłok myśli i nadmiar pomysłów. Znaczy to, że wpadłeś/ wpadłaś w szał pisania. Gdy ci się to przytrafi, opisuj krótko wciąż nowe zagadnienia, które łączą się z tematem. Z niczego nie rezygnuj, ale nie pastw się zbyt długo nad jedną kwestią. Przypomina to walkę rycerza ze smokiem. Kiedy waleczny rycerz obetnie bestii jeden łeb, nie kończy dzieła, ale rozgląda się za kolejnym uderzeniem. To dopiero początek, niejako rozgrzewka przed dalszym starciem. Smok ma to do siebie, że na miejsce odciętej głowy wyrastają mu dwie nowe. Dlatego po opisaniu np. treści analizowanego fragmentu trzeba rozejrzeć się za kolejnymi „głowami”, których wcześniej nie było, a teraz nagle wyrosły.

Można chociażby skupić się na opisie czasu i miejsca akcji. A jak to zostanie „obcięte”, szukamy, co dalej. Warto rozprawić się z głównym bohaterem lektury, a następnie z innymi postaciami. Jak już to mamy za sobą, smokowi wyrastają kolejne głowy i musimy teraz walczyć z narratorem (o ile nasza analiza dotyczy epiki), środkami artystycznego wyrazu czy w ogóle językiem, jakim posłużył się autor do stworzenia dzieła. Itede, itepe.

Pisanie rozwinięcia, tak jak walka ze smokiem, mogłoby trwać wiecznie, ale litościwy Stwórca wysyła archanioła Michała, aby pomógł nam celnym ciosem zakończyć dzieło. Jak się kończy wypracowanie maturalne, napiszę już wkrótce.

Dariusz Chętkowski

 

© 2022 Perspektywy.pl   O nas | Polityka Prywatności | Znak jakości | Reklama | Kontakt!!!