Nie muszą, ale chcą
Dostać się do tej szkoły nie jest łatwo, chyba, że jesteś laureatem lub finalistą olimpiad i konkursów przedmiotowych. Za to jak już się dostaniesz, możesz brać udział w zajęciach na uniwersytecie Mikołaja Kopernika, na równi ze studentami.
Takie możliwości mają uczniowie Zespołu Szkół UMK „Gimnazjum i Liceum Akademickie” w Toruniu. Chodzi do niego ponad 300 uczniów – 140 do gimnazjum i 189 do liceum.
Uniwersyteckie przedbiegi
– Sami decydujemy, czy chcemy brać udział w zajęciach na Uniwersytecie i w jakich zajęciach – podkreśla Sara Kusz z II klasy humanistycznej. – Ja w ubiegłym roku chodziłam na historię; to było bardzo pożyteczne, nauczyłam się jak znaleźć źródła przy pisaniu pracy, jak sporządzić bibliografię. W tym roku wybrałam prawoznawstwo, gdyż chcę studiować prawo. Na początku terminologia mnie przytłoczyła, ale teraz już wiem, jak się mam przygotować do tych studiów, czuję się pewniejsza.
Z takich zajęć na UMK korzysta 60 uczniów; jeszcze więcej bierze udział w specjalnie zorganizowanych dla nich seminariach, prowadzonych na uczelni lub w szkole przez pracowników naukowych UMK. Najpopularniejsze są zajęcia z matematyki, informatyki, fizyki i chemii. Uczniowie z klasy biologiczno-chemicznej przez pół roku chodzą do laboratorium chemicznego na uniwersytecie, zaś uczniowie klasy humanistycznej – na geografię lub politologię i podstawy ekonomii.
Do dyspozycji szkoły jest też Uniwersyteckie Centrum Sportowe oraz Biblioteka Uniwersytecka. Uczelnia udostępnia też aule na rozpoczęcie i zakończenie roku szkolnego.
Około 10-20 procent absolwentów tej szkoły wybiera studia na UMK.
Jak sobie poradzić z porażkami
– Ta szkoła jest dla młodych ludzi, wybitnie zdolnych, chcących pracować, widzących w ciężkiej pracy pasję, radość – mówi matematyk Henryk Pawłowski. – Wie pani, od czego zacząłem lekcje? – pyta – Powiedziałem: kochani, wy tu nic nie musicie, nie musicie się uczyć matematyki, brać udziału w konkursach, ja nie będę na was żadnej presji wywierał, chodzi o to, by to zainteresowanie od was wyszło, to będzie miało większą wartość.
A oni chcą pracować. I osiągają sukcesy. Świadczy o tym długa lista finalistów i laureatów olimpiad przedmiotowych, krajowych i zagranicznych, umieszczona na stronie internetowej szkoły. W tym roku 10 uczniów zostało też stypendystami ministra edukacji.
– Nauczyciele bardzo szybko nas poznają, wiedzą, kogo, na co stać – mówi Sara – nie chcą nas przeciążać, ale starają się maksymalnie wykorzystać nasze możliwości. Naszej szkole nie zależy tylko na liczbie olimpijczyków, szkoła bardzo wspiera nasz rozwój osobowy, uczy, że porażka nie musi być klęską.
– Osiągnięcia uczniów w olimpiadach, wyniki egzaminów gimnazjalnych i maturalnych są naturalnym efektem ich pracy – mówi dyr. Arkadiusz Stańczyk – ale nam zależy, by naszą młodzież uwrażliwiać na drugiego człowieka, by intelekt szedł w parze z rozwojem emocjonalnym. Dlatego w szkole jest np. wolontariat, współpracujemy z ośrodkiem dla niewidomych w Laskach.
Wracamy jak do domu
W grudniowy piątek, tuż przed świętami GiLA miały Wigilię. W taki dzień są też w szkole jej absolwenci. – Wracamy tutaj jak do domu – mówi Jan Steinmetz, student II roku lingwistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Wojtek Lechowski (III rok SGH) wpada tu zawsze po drodze z Warszawy do Zielonej Góry. Do tej pory pamięta, że jako laureat konkursu matematycznego w podstawówce dostał imienne, listowne zaproszenie z tej szkoły, o której istnieniu nawet nie wiedział. – Pomyślałem, że to bardzo dobra szkoła jak sama zaprasza uczniów, stwierdziłem, że warto spróbować – mówi.
– To moja czwarta wigilia – wylicza Kamil Szwaba (IV rok prawa UW) – do miejsca, skąd mamy piękne wspomnienia, wraca się chętnie, przede wszystkim chcemy się spotkać z panem dyrektorem, bo był naszym wychowawcą. Jestem z niewielkiej wsi koło Wąbrzeźna – dodaje Kamil – gdyby nie rodzice, to bym nie trafił do tej szkoły, bo nie chciałem wyjeżdżać z domu. Pierwsze dni były bardzo trudne, ale po kilku tygodniach doszedłem do wniosku, że dobrze trafiłem.
Udany eksperyment
To jedyna taka szkoła w Polsce, prowadzona przez uniwersytet; w jej internacie można spotkać uczniów z całej Polski. Zgodę na jej działalność wydał w 1998 roku min. edukacji Mirosław Handke. – Bardzo podobała mi się ta inicjatywa, to była forpoczta reformy edukacji – mówi prof. Handke – chodziło m.in. o to, by powstały zespoły szkół: gimnazjum plus liceum, w których pracowaliby ci sami nauczyciele.
Pomysł na eksperyment – szkołę dla szczególnie uzdolnionej młodzieży pojawił się wśród pracowników naukowych UMK na początku lat 90. Uniwersytet, jako spadkobierca tradycji uniwersyteckich Wilna nawiązał w ten sposób do działającego tam przed wojną eksperymentalnego, uniwersyteckiego Liceum im. Jana i Jędrzeja Śniadeckich. Chodziło też o to, by dać szansę uzdolnionej młodzieży z małych miasteczek i wsi, która wtedy, przed dwudziestu laty, miała utrudniony dostęp do wiedzy. Dzisiaj wśród uczniów liceum 63 pochodzi ze wsi, 9 z małych miasteczek, a pozostali z miast powyżej 5 tys. mieszkańców, w tym 60 – z Torunia. Prawie połowa uczniów korzysta z różnorodnych stypendiów.
Gimnazjum Akademickie otrzymało poparcie władz samorządowych i państwowych. Ruszyła budowa szkoły, a w lipcu 1998 roku ogłoszono listę przyjętych. Trafili tu wybitnie zdolni uczniowie po 6 i 7 klasie podstawówki, którzy mieli się kształcić przez 5 lat, aż do matury. Ich edukacją zajęli się nauczyciele, którzy także musieli przejść przez konkurs. Byli to w większości pracownicy naukowi UMK.
Dostać się trudno
Teraz w skład zespołu wchodzi 3-letnie gimnazjum i 3-letnie liceum, przy czym absolwenci gimnazjum muszą, tak jak ich rówieśnicy, którzy starają się o przyjęcie do liceum, przechodzić przez procedurę rekrutacyjną. W sumie około połowa absolwentów gimnazjum dostaje się do liceum. Liczą się wyniki na świadectwie z ostatniej klasy oraz wyniki egzaminu gimnazjalnego, a także testu organizowanego przez szkołę. Jednak zdecydowane fory mają laureaci i finaliści konkursów przedmiotowych; dla nich miejsce musi się znaleźć.
– W ubiegłym roku na 48 miejsc zgłosiło się do gimnazjum około 90 osób, z tego ponad 40 to laureaci konkursów, czyli tacy uczniowie, którzy muszą się dostać na podstawie przepisów obowiązujących w całej Polsce – mówi dyrektor Arkadiusz Stańczyk.
W liceum najbardziej oblegana była klasa biologiczno-chemiczna, tu na 26 miejsc było ok. 70 uczniów, z tego ponad 40 laureatów konkursów i olimpiad, w tym 26 podwójnych, a nawet potrójnych i poczwórnych. Do klasy matematycznej zgłosiły się ponad dwie osoby na miejsce. Gdy przed dwoma laty był też nabór do klasy humanistycznej na jedno miejsce przypadało 1,5 kandydata. Kandydaci wybierają nieraz dwa czy trzy profile, jeśli się nie dostaje do pierwszego, to mają jeszcze szanse na drugi. Statut szkoły mówi, że klasy nie powinny być liczniejsze, niż 20 osób. Jednak w praktyce szkoła stara się, by w liceum klasy nie przekraczały 24 osób; chodzi nie tylko o oszczędności, ale by więcej młodych ludzi mogło zostać przyjętych.
Internat, czyli szkoła samodzielności
Tuż obok szkoły wybudowano internat. W czteropiętrowym budynku mieszka 166 osób, czyli prawie połowa uczniów. – Na pierwszym piętrze gimnazjaliści, na drugim – chłopcy z liceum, a na trzecim dziewczyny – wylicza zastępca dyrektora Elżbieta Karczewska-Musiał – mają do dyspozycji segmenty cztero- lub trzypokojowe z własnymi łazienkami i toaletami. To są pokoje dwuosobowe. Natomiast czwarte piętro przeznaczone jest dla maturzystów, którzy mieszkają w pokojach jednoosobowych.
W całym budynku jest dostęp do sieci internetowej, obsługiwanej przez centrum informatyczne uczelni. Na każdym piętrze jest aneks kuchenny, pralka, suszarnia i świetlica z telewizorem, a w podziemiach jest jeszcze siłownia i salka gimnastyczna. Uczniowie płacą 80 zł miesięcznie. Wyżywienie w stołówce, z której korzystają nie tylko mieszkańcy internatu kosztuje 14 zł dziennie, w tym obiad 5,50 zł.
– Niepokoję się, kiedy dzieci nie tęsknią za domem, bo to jest rzecz normalna i dzieci powinny tęsknić – mówi Elżbieta Karczewska-Musiał – My jesteśmy od tego, by im pomóc w najprostszych sprawach, wysłuchać tego, co powiedzieliby rodzicom. Tu się okazuje czy są przygotowani do samodzielnego życia, czy potrafią zrobić sobie herbatę i zadbać o porządek.
Anna Paciorek
To część misji Uniwersytetu, który ma kształtować mądre, świadome społeczeństwo. Prawdziwy problem dotyczy braku w naszym kraju systemu pracy z uczniami wykazującymi szczególne uzdolnienia, mających potencjał wyróżniający ich spośród rówieśników. To niesłychane, że kraj, który jest jednak wciąż zacofany pod względem cywilizacyjnym, zupełnie lekceważy sobie tak wielki kapitał. Od lat próbujemy bezskutecznie wytłumaczyć kolejnym ministrom: kształcenie dzieci uzdolnionych musi być droższe, musi kosztować więcej, niż wynika z algorytmów stosowanych do naliczania subwencji oświatowej. Jeśli ma być efektywne, musi być niemal indywidualne, dopasowane do zainteresowań i możliwości każdego ucznia z osobna, oparte na bezpośredniej pracy nauczyciela z uczniem. Ten problem jest lekceważony nie tylko przez państwo, chyba w ogóle nie ma społecznej świadomości jak cenna jest ponadprzeciętna młodzież. Osobiście napisałem ponad sto listów do największych firm w Polsce i regionie prosząc o pomoc dla szkoły. Otrzymałem jedną odpowiedź! Tymczasem w rozwiniętych i bogatych krajach to często prywatni przedsiębiorcy wspierają takie placówki wiedząc, że wykształcone społeczeństwo działa także na ich rzecz. Subwencja oświatowa, którą otrzymujemy jest daleko niewystarczająca. Uniwersytet, zmagający się z problemami finansowymi, dofinansowuje szkołę prawie milionem złotych rocznie. W ubiegłym roku postanowiliśmy przekształcić Gimnazjum i Liceum w szkołę niepubliczną tak, by niewielką część kosztów kształcenia pokrywali rodzice. To byłaby kwota znacznie mniejsza niż wielu płaci dziś za naukę swoich dzieci w prywatnych szkołach; według naszych wyliczeń nie więcej niż 300 złotych miesięcznie, ale i tak podjęliśmy tę decyzję z ciężkim sercem. Na szczęście wydaje się, że znaleźliśmy inne wyjście, dzięki pomocy marszałka województwa kujawsko-pomorskiego, Piotra Całbeckiego, zresztą sprawdzonego przyjaciela naszego Uniwersytetu. Wysłuchała: Anna Paciorek |