Emilia i Kuba, maturzyści z XIV LO im. Stanisława Staszica w Warszawie, zainwestowali w siebie – z dobrym skutkiem. Jako laureaci olimpiad, są mile widzianymi kandydatami na studia we wszystkich uczelniach, polskich i zagranicznych.
Emilia Juda: Myślę o Formule I
– Skąd pomysł, żeby pójść do „Staszica”?
– Byłam laureatką konkursu fizycznego, miałam zagwarantowane przyjęcie do wybranej szkoły. Zdecydowałam się na „Staszica” ze względu na jego renomę – wiedziałam, że przedmioty ścisłe są tu na najwyższym poziomie.
– Początki pewnie były trudne: stres, wysokie wymagania…
– Wcale nie! „Straszic” to szkoła, która wymyka się stereotypom. Nie jest tak, że uczniowie koncentrują się wyłącznie na matematyce, fizyce, chemii czy biologii – choć oczywiście poziom i wymagania są bardzo wysokie. Ale oprócz tego jest mnóstwo okazji do rozwijania pasji i… ich odkrywania. Działa tu kółko brydżowe i fotograficzne, można wziąć udział w różnorodnych zajęciach sportowych, kulturalnych, artystycznych. Ja w „Staszicu” zainteresowałam się chemią, choć wcześniej nie ciągnęło mnie specjalnie do tego przedmiotu.
– A nauczyciele – jacy są? Wiem, że to prawdziwi pasjonaci pracy, ale chyba nieźle uczniów cisną..
– Przede wszystkim, nie patrzą na zegarek. Pani profesor Agnieszka Kuś, która przygotowuje mnie do Olimpiady Chemicznej, nie tylko prowadzi lekcje, ale także organizuje dla uczniów warsztaty na Politechnice Warszawskiej, prowadzi konsultacje. Jej dzień pracy kończy się długo po ostatnim dzwonku.
– Pomagają, ale i wymagają?
– Na pewno. Są też bardzo wyrozumiali wobec olimpijczyków. Nie robią problemu, gdy trzeba pójść na warsztaty czy przygotować się do kolejnego etapu i z tego powodu opuścić lekcje.
– Jesteś laureatką Olimpiady Języka Angielskiego. Gdzie tak dobrze nauczyłaś się tego języka?
– Miałam bardzo dobrych nauczycieli języka angielskiego w podstawówce i gimnazjum, więc na początku bazowałam przede wszystkim na tej wiedzy. Moja nauczycielka namówiła mnie do startu mówiąc: a nuż coś się uda? Kiedy awansowałam do dalszych etapów, trzeba już było wziąć się do roboty, pogłębić wiedzę o krajach anglojęzycznych, ich kulturze. I udało się!
– Udało się tak bardzo, że planujesz studia w Wielkiej Brytanii.
– Tak, jestem w trakcie rekrutacji na inżynierię ze specjalizacją lotniczą na kilka brytyjskich uczelni (rozpoczyna się ona znacznie wcześniej niż w Polsce – red.). Dostałam już pozytywną odpowiedź z Imperial College w Londynie, czekam na odpowiedź z Cambridge, gdzie byłam na rozmowie kwalifikacyjnej.
– To coś w rodzaju egzaminu wstępnego?
– W Cambridge chcą poznać lepiej kandydatów aplikujących na studia. Trzeba złożyć swoje CV, referencje napisane przez nauczyciela, przygotować list motywacyjny, który zaprezentuje nie tylko osiągnięcia szkolne, ale także to, co kandydat osiągnął poza szkołą, co go pasjonuje. Uczelnię interesuje, co kandydat wniesie ze sobą, nie tylko w sensie naukowym, ale także społecznym. A rozmowa kwalifikacyjna to były dwa spotkania, podczas których, między innymi, rozwiązywałam problemy z matematyki i fizyki, musiałam też pokazać, że potrafię zastosować wiedzę, której jeszcze do końca nie opanowałam. To były pozytywne przeżycia.
– Wszystko wskazuje na to, że za kilka miesięcy rozpoczniesz studia na wybranym kierunku. Masz już plan na kolejne lata?
– Wiem na pewno, że chciałabym pracować w wyuczonym zawodzie, być inżynierem, a nie na przykład bankowcem. Na pewno poszukam interesujących staży podczas studiów. Marzenie? Chciałabym popracować w zespole Formuły 1!
Kuba Supeł: Szkoła dała mi fantastycznych przyjaciół
– Nawet dla bardzo dobrych uczniów wybór liceum z krajowej czołówki to wyzwanie i zarazem inwestycja we własną przyszłość. Można pójść do szkoły, gdzie będzie łatwiej, ale czy warto?
– Szkoły cieszące się dobrą renomą w dużej mierze działają na zasadzie wpływu rówieśników: wspólne pasje i zainteresowania są nierzadko okazją do ich rozwijania. Dobre szkoły ponadgimnazjalne są często wybierane przez ludzi z pasją do nauki, którzy potem mają wpływ na innych i to jest właśnie największa korzyść. Na przykład, kiedy zaczynałem naukę w „Staszicu”, uczęszczałem na kółka matematyczne prowadzone przez starszych kolegów. Byli oni właściwymi osobami do ich organizowania, gdyż mieli duże doświadczenie w olimpiadach przedmiotowych. Analogicznie, moi koledzy i ja prowadzimy teraz kółko dla młodszych klas. Oczywiście nie wolno zapominać o kadrze nauczycielskiej. Nauczyciel często może wzbudzić zainteresowanie przedmiotem i czy to na lekcji, czy na kółku zapewnić kompleksowe przygotowanie z konkretnego przedmiotu. Dobra szkoła powinna mieć dużo kółek przedmiotowych stojących na wysokim poziomie.
– Czy startując do „Staszica” miałeś plan na wiele lat, wiedziałeś już, co będziesz robić dalej?
– Tak, myślę, że byłem zorientowany na karierę naukową, choć nie do końca wiedziałem, w jakiej dziedzinie.
– Co dała Ci szkoła? Czy w czasie nauki dowiedziałeś się czegoś o sobie?
– Szkoła dała mi przede wszystkim fantastycznych przyjaciół i środowisko pasjonatów. Choć nie do końca wiąże się to ze szkołą, to w czasie nauki w „Staszicu” pogłębiłem swoją relację z Bogiem. Szkoła dała mi też okazję do startu w Turnieju Młodych Fizyków, dzięki któremu nauczyłem się wielu ważnych rzeczy. Poznałem w praktyce podstawy pracy naukowej, poprawiłem gospodarowanie czasem, zauważyłem pewne swoje wady – głównie w kontaktach międzyludzkich – i dowiedziałem się, jak to poprawić. No i oczywiście liceum zapewniło mi wykształcenie.
– Licea z czołówki Rankingu mają opinię szkół, w których można się tylko uczyć, na nic więcej nie wystarcza czasu.
– To bzdura. Do lekcji w szkole i sprawdzianów uczę się, średnio biorąc, najwyżej 10 minut dziennie – głównie chodzi o języki obce. Oczywiście zależy to w dużym stopniu od indywidualnych predyspozycji, profilu (w klasie biologiczno-chemicznej pamięciowej nauki jest więcej) czy celów (nauka do matury). Uznałem, że skoro w zeszłym roku szkolnym byłem w stanie poświęcać sporo czasu na Turniej Młodych Fizyków i jednocześnie mieć nie najgorszą średnią, to nauka w szkole tylko pozornie przeszkadza mi w robieniu ważnych rzeczy.
– W czasach, gdy do przyjęcia na studia wystarcza zdana matura, olimpiady są naprawdę dla pasjonatów. Co Ciebie skłoniło do udziału w olimpiadzie?
– Chyba zdecydowałem się na to, żeby się sprawdzić, potrenować rozwiązywanie problemów i czegoś się dowiedzieć... Cóż, prawdę mówiąc, to było dosyć automatyczne. Od zawsze biorę udział w konkursach i olimpiadach przedmiotowych. Chyba najbliżej mojej odpowiedzi byłby sir Edmund Hilary, który zapytany, czemu zajmuje się wspinaniem na góry, odpowiedział:, „Bo są.”
– Co zamierzasz studiować?
– Fizykę. Fizykę teoretyczną. Fizykę z matematyką: coś w tym rodzaju. Dlaczego? Ponieważ się tym pasjonuję, to jest główny powód.
– Czy polski licealista może bez kompleksów startować do renomowanych światowych uczelni?
– Oczywiście, że tak. Dla nas to coś zupełnie normalnego, że lecimy na rozmowę kwalifikacyjną, na przykład do Cambridge. Nie jesteśmy tam ubogimi krewnymi tylko pełnoprawnymi, dobrze widzianymi kandydatami – i to jest fajne.
Rozmawia: Anna Wdowińska-Sawicka