MegaBaza edukacyjna Perspektywy®


Powiem więc, że w roku od narodzenia Pana naszego, Jezusa Chrystusa, tysiąc trzysta czterdziestym ósmym, w sławnym mieście Florencji, klejnot miast włoskich stanowiącym, wybuchła zaraza morowa, sprowadzona wpływem ciał niebieskich albo też słusznie przez Boga zesłana dla ukarania grzechów naszych.1 

Tak zaczyna się Dekameron (z greckiego: dziesięć dni) – cykl stu słynnych nowel Giovanniego Boccaccia. Powstały w połowie XIV wieku, długo krążył w licznych rękopiśmiennych odpisach, by po z górą stu latach doczekać się oficjalnego wydania. Czytelnicy nie cieszyli się nim jednak zbyt długo – w połowie XVI wieku książka trafiła do kościelnego indeksu ksiąg zakazanych. I chyba tkwi w nim do dziś…

Nie ma się zresztą czemu dziwić – była wtedy i pozostała do dziś symbolem rodzącego się renesansowego humanizmu, z jego umiłowaniem natury ludzkiej, afirmacją jej licznych wad i zalet. Kolejne opowieści wciągają nas w świat zmysłów – miłości nie tylko małżeńskiej, przygód erotycznych, uciesznych gier i zabaw będących udziałem ludzi bystrych i inteligentnych. Znakomicie nakreślone sylwetki bohaterów, złożoność i wielobarwność ich charakterów, realizm obyczajowy, to niewątpliwe atuty tego zbioru.

Jak się to wszystko zaczęło? Tragicznie i zabawnie zarazem. Tragicznie, bo jak już wiemy, u początku tej historii pojawia się epidemia, w obliczu której ludzie […] zatracają wszelką różnicę między rzeczą obyczajną a bezecną i jedynie swoim pragnieniem się powodując, dniem i nocą to jeno czynią, na co ochotę mają. Robią to nie tylko ludzie świeccy, ale i zakonnicy. Przekonani, że nie jest wzbronione im to, co innym dozwolone być może, znieważają śluby swoje, chuciom swoim folgują i myślą tym kształtem życie swoje ocalić. Zabawnie, bowiem w tych ponurych okolicznościach, na mszy, spotyka się siedem młodych dam przyodzianych, stosownie do okoliczności, w szaty żałobne – białogłowy szlachetnej krwi, dobrych obyczajów, roztropne, skromne i wdzięczne, które postanawiają opuścić Florencję na czas zagrożenia, dopóki niebo nie położy kresu temu, co się teraz dzieje, chyba że śmierć nas wcześniej dopadnie.

Co w tym zabawnego, spytacie? Ano to, że postanowienie wymaga pewnego uzupełnienia, co znakomicie wyłuszczy jedna z kobiet, Filomena. Ta nader roztropna białogłowa rzecze tak: Zważcie, że wszystkie kobietami jesteśmy, a przecież i dziecku wiadome jest, że białogłowom trudno jest coś przedsięwziąć bez pomocy mężczyzn. Jesteśmy niestałe, bojaźliwe, uparte i podejrzliwe. Mniemam, że gdy same swoimi przewodnikami będziemy, to społeczność nasza, długo trwać nie będzie. Musimy najpierw za jakimś przewodnikiem się rozejrzeć. Liczba mnoga w tym ostatnim zdaniu okaże się kompletnie nieuzasadniona, co potwierdzi skwapliwie inna z dam, Eliza, dopowiadając, że mężczyźni są naturalnymi przewodnikami białogłów i bez nich rzadko jakiekolwiek niewiast przedsięwzięcie do pomyślnego końca przychodzi. I puentuje dramatycznie brzmiącym pytaniem. Ale gdzież mamy tych mężczyzn szukać. Wiadomo nam, że nasi najbliżsi prawie wszyscy pomarli lub też rozbiegli się w różne strony, uciekając nie wiedzieć gdzie od klęski, od której i my salwować się chcemy. Sytuacja zdawałoby się bez wyjścia. Lecz oto nagle nadchodzi ratunek. Potrójny! Do kościoła wkraczają trzej mężczyźni. Nie byli to młodzieńcy, bowiem najmłodszy dwadzieścia pięć lat już liczył. Pewnie się już domyślacie, że nienajmłodsi młodzieńcy perspektywę wspólnego wyjazdu przyjmą życzliwie, z ogromnym zrozumieniem i zgłoszą natychmiastową gotowość zaopiekowania się słabymi istotami…

Wiemy więc, jaki jest początek tej przygody, która ciągnąć się będzie dziesięć dni w okolicznościach pięknej przyrody uroczej podflorenckiej willi, w której zamieszkają nasi bohaterowie. Dni upływać im będą na słodkim nieróbstwie okraszonym zabawami na świeżym powietrzu i opowiadaniem uciesznych historii na zadany przez obieranego codziennie władcę temat. Kompozycyjnie – a i tematycznie – coś nam to powinno przypominać. Co? Oczywiście Księgi tysiąca i jednej nocy, choć opowiadającym nie grozi ostrze miecza, a tylko, czy aż, surowy komentarz oceniających walory prezentowanych historii.

Również konstrukcja poszczególnych nowel podlega ich ocenie. Chwalą skondensowaną, pozbawioną zbytecznych opisów i komentarzy formę. Interesuje ich głównie sam przebieg wypadków i wierna, nie pomijająca często pikantnych obyczajowo szczegółów, relacja. Autor nie ukrywa też ambicji wychowawczych. We wstępie do swego dzieła wyraża nadzieję, że Damy, które je czytać będą, ukontentowanie z opisanych wypadków odniosą i otrzymają dobrą radę, czego unikać należy i za czym iść trzeba. Mniemam, że jedno i drugie nudy im nie przyczyni, przeciwnie, odegna ją całkiem.

Mam graniczącą z pewnością nadzieję, że się nie myli i to nie tylko w odniesieniu do dam. Panów też zachwyci to i owo… Dekameron zachwyca także, a może przede wszystkim, współczesnego czytelnika lekkością języka, ukazywaniem w sposób prosty i delikatny zarazem tego, co zwykliśmy wstydliwie ukrywać, a co dziś, kiedy tylko zrzucamy maskę udawanej pruderii, wyrażamy obleśnym chichotem, ordynarną frazą, plugawym gestem bądź słowem. Opowiada o wszystkim, co ludzkie; miłość przeplata z nienawiścią, wzruszającą naiwność z wyrachowaniem, w namiętnościach, skrajnych często, widzi przyczyny naszych poczynań, główne źródło dobra i zła. Żart miesza się z powagą, dopełnia ją i uwydatnia. U jego źródeł tkwi rubaszny średniowieczny humor, pochodzenia głównie ludowego, który broni przed tym, co groźne, trudne do zrozumienia, powodujące zawstydzenie. Humor ten nikogo ani niczego nie obraża, nie deprecjonuje wartości, nie przekracza granic dobrego smaku. Oswaja świat nadając mu najbardziej ludzki, a przez to bliski i zrozumiały wymiar, przybliża go człowiekowi. Naszej lekturze towarzyszy więc spontaniczny, niczym nieskrępowany śmiech. Dzięki niemu nabieramy dystansu do kwestii, które na ogół komentujemy ze śmiertelną powagą, bądź wstydliwie przemilczamy. Dlatego czyta się to świetnie!

Najczęściej pojawiającym się motywem nowel Boccaccia są stosunki damsko-męskie, a tłem obyczajowość tamtych czasów – oficjalnie ascetyczna do bólu, a naprawdę, mówiąc eufemistycznie, wyjątkowo swobodna. W większości tych krótkich opowieści znaleźć możemy więcej prawdy o życiu, niż w opasłych tomiskach najmodniejszych współczesnych romansideł. Potwierdzeniem tej tezy może być praktycznie każda z opowiadanych historii – na przykład ta o udającym niemowę ogrodniku w żeńskim klasztorze. Jego nad wyraz wybujałe męskie wdzięki nie dają spokoju mieszkającym tam siostrzyczkom, a i on nie bez powodu zatrudnia się w tym kobiecym raju… Rzeczywistość, zrazu bardzo przyjemna, okaże się jednak na dłuższą metę nie do zniesienia. Masetto (tak zwie się bohater) wyzna przeoryszy: – Słyszałem wprawdzie, wielebna matko, że jeden kogut na dziesięć kur starczy, ale i to wiem, że dziesięciu mężów zaledwie jedną białogłowę ukontentować może. Mnie jednemu przypadło dziewięć niewiast obsługiwać, czemu za wszystkie skarby świata podołać nie mogę. Jakoś jednak wytrwa godząc różnej natury obowiązki, by po latach wrócić do swej wioski jako człowiek bogaty, pozbawiony trosk, szczęśliwy. Użył sprytnie młodości swojej i zwykł był powtarzać, że tak Bóg nagradza pracowitych ogrodników w winnicy swojej.

Aby do końca przybliżyć klimat opowieści pomieszczonych w Dekameronie i potwierdzić tezę o ich smakowitości, kilka zdań o jednej jeszcze. Jej bohaterami są diabeł i piekło (i taki też jest jej tytuł). Nie ma tu jednak nic o ziejących ogniem czeluściach i postukujących kopytami czartach. Przeciwnie, rzecz ma najzupełniej ludzki wymiar; jest historią prześlicznej, czternastoletniej dziewczyny (Alibech), która głosem bożym natchniona, szuka człeka, który by jej służby bożej nauczył. Wędrując po okolicy dociera do pustelni, w której mieszka, z pozoru przynajmniej, wielce zacny i nabożny człek, zwany Rustico, który opowiada jej o diable, zaprzysięgłym wrogu ludzkiego rodzaju i Boga, a później daje do zrozumienia, że niczym Bogu bardziej przysłużyć się nie można, jak zapędzeniem czarta do piekła, dokąd Stwórca na wieczność go wygnał. Alibech chce się oczywiście dowiedzieć, w jaki sposób można to uczynić.

Zaraz obaczysz – odparł Rustico – czyń tylko to, co ja czynić będę. Rzekłszy te słowa, zrzucił z siebie swój nędzny przyodziewek i obnażony całkiem padł na kolana, jak gdyby modły zanosić postanowił. Młódka, równie naga, uklękła naprzeciw niego. Rustico, widząc ją w tej postaci, jeszcze większą żądzą zapałał, tak iż nastąpiło zmartwychwstanie jego przyrodzenia. Alibech, spostrzegłszy to, zawołała w srogim zadziwieniu:

– Rzeknij mi, Rustico, co to u ciebie dźwiga się na przodzie, czego ja wcale nie mam? – Ach, córko moja – jęknął Rustico – jest to ów diabeł, o którym ci mówiłem. Teraz właśnie dręczy mnie tak okrutnie, że ledwie wytrzymać mogę.

Co wydarzyło się dalej, zapewne się domyślacie. Nieświadomej niczego dziewce Rustico bez trudu wmówi, że jest posiadaczką piekła, do którego należy diabła wpędzić. Tak się też stanie, na chwałę bożą… Początkowo zabawa ta sprawi dziewczynie niejaką przykrość, szybko ją jednak polubi, uznając za całkiem miłą. W trakcie tej i podczas kolejnych, coraz liczniejszych wizyt, poskramiali czarcie zapędy – Ilekroć później znów się w nieposkromionej dumie podnosił, dzieweczka okazywała się zawsze skłonna do upokarzania go, znajdując wielkie w tym ćwiczeniu ukontentowanie. Pojąć tylko nie mogła, dlaczego coraz mniej dokucza mnichowi i z piekła ucieka, skoro ono przyjmuje go tam z największą ochotą. Z czasem zaś i jej piekłu zaczęło diabła brakować… Czym to się skończy? Nie zdradzę! Trzeba poczytać.

Puentę tego opowiadania mogę jednak zdradzić, bo charakter ma uniwersalny. Oddajmy jednak głos autorowi – w jego ustach wybrzmi najlepiej: „Najmilsza służba dla Boga – wtrącać w piekło jego wroga.” Owa pogwarka, przyszedłszy do nas zza morza, i dzisiaj jeszcze jest na ustach wszystkich. Dlatego też wy, młode damy, którym łaski bożej potrzeba, nauczcie się diabła do piekła zapędzać, bowiem Bóg chętnie na to patrzy, nie mówiąc już o tym, że dla obu stron jest to zajęcie miłe, z którego wiele dobrego począć się może. Proszę nie traktować tej sugestii bezkrytycznie. Każdy pomysł na życie wymaga wszak namysłu i rozwagi, by pochopnych decyzji później nie żałować. Ale proponuję też podszyte humorem zalecenie Boccaccia potraktować z należnym mu elementem powagi – często bowiem żartobliwe nawet z pozoru pouczenia niosą w sobie prawdę, od której uciekamy, by potem długo żałować… A powaga i surowość w nadmiarze często szkodzą!

Lektura Dekameronu, w brzmiącym może nieco archaicznie, acz znakomitym przekładzie Edwarda Boyé, warta jest polecenia z jednej strony jako tekst kanoniczny (którego po prostu nie wypada nie znać), należący do pereł klasyki światowej, z drugiej zaś dlatego, że to utwór, mimo upływu lat, na wskroś współczesny. Gdyby jego bohaterów przebrać w dzisiejsze szaty, kazać im mówić językiem naszych czasów i usytuować w realiach życia codziennego początku obecnego stulecia, okazałoby się, że to nasi bliscy – rodzina, koleżanki i koledzy, sąsiedzi. Dostrzegamy to zwłaszcza po latach, gdy sięgamy po tę książkę powtórnie i odkrywamy na nowo, bogatsi o własne przeżycia, doświadczenia. I z całą jaskrawością widzimy, że tak popularna w renesansie słynna fraza Terencjusza: człowiekiem jestem, nic co ludzkie nie jest mi obce nie straciła na aktualności.


1Ten i kolejne cytaty za: Giovanni Boccaccio, Dekameron (w przekładzie Edwarda Boyé), Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1975 r., strony: 33, 40-41, 42, 31, 226-227, 302, 303-304, 306

© 2022 Perspektywy.pl    O nas | Polityka Prywatności | Znak jakości | Reklama | Kontakt

mgmgrandmarket.org Рабочее зеркало Vavada casino (Вавада) и регистрация с бонусами. Способы пополнения, регистрация, рабочие зеркала. immediate bitwave