Wypracowanie maturalne tak się ma do tekstu z prawdziwego zdarzenia jak Frankenstein do biblijnego Adama. Wynaturzony horror kontra ideał.
Niestety, pracy, którą należy stworzyć na egzaminie, daleko do doskonałości i cudowności. To raczej ma być przerażający potworek. I zwykle jest. Nie ma nawet sensu się wysilać, aby stworzyć coś boskiego, trwałego i eleganckiego. Artystyczna katastrofa i literacka miernota to wzór pracy szkolnej. Jak ktoś nie umie pisać przeciętnie i typowo, ma problem.
Jeśli praca ma odpowiadać kluczowi rozwiązań, to musi być brzydka niczym noc listopadowa i okropna jak wiosenne roztopy. Z grubsza rzecz biorąc, trzeba swoje wypracowanie rozdynić, tezy roztrąbić, wnioski podwoić. Egzaminator lubi bowiem prace tłuste, nabrzmiałe od twierdzeń, rozdęte od argumentów i napęczniałe od przykładów. Dobre wypracowanie maturalne musi więc być przepotwornione. Kto gustuje w szczupłych wypowiedziach, kto chudo pisze, ten niech zacznie swoje teksty tuczyć. Inaczej grozi mu porażka.
Wrogiem artyzmu i polotu jest łatwizna
Zupełnie inaczej na egzaminie. Wtedy pójście na łatwiznę to konieczność. Łatwizna środków i celów pozwala egzaminatorowi szybko sprawdzić dany tekst. Tu są tezy, tu jest dowód, argumentacja i wnioski. Nic nie zostało ukryte, wszystko leży jak na dłoni. Można zaznaczać i przyznawać punkty. Łatwo się pisało, jeszcze łatwiej się sprawdza. Wszystko musi być banalnie proste. Zapewnisz egzaminatorowi trud zrozumienia, o co ci chodzi, konieczność kilkukrotnego wczytywania się, a nie daj Boże, zgadywania sensu, a przegrałeś.
Intelektualny ideał nie jest celem maturzysty. Nawet nie wolno do niego dążyć. Osoby, które lubią kreatywne myślenie, przygodę, nieskrępowane tworzenie, osoby oryginalnie piszące, powinny pomyśleć o zmianie stylu na prosty i jak najmniej efektowny. Rzemiosło maturalne to pisanie pod klucz. To rodzaj literackiego prymitywizmu – trzeba wyrażać się tak, aby tekst był zrozumiały dla każdego. Nie wolno wybrać pisarstwa błyskotliwego, artystyczny styl jest tu bowiem siłą niszczącą, a budującą okaże się umysłowa prostota i trafiający w sedno konkret. Kto nie wierzy, niech poczyta stare prace maturalne. Po prostu okropność, czyli tak jak trzeba.
Wypracowanie maturalne robi się prosto i mechanicznie
Nie szuka się żadnych nowości, nie odkrywa Ameryki, nie zaskakuje śmiałymi hipotezami interpretacyjnymi, niczego takiego ma tam nie być. Maturzysta niech pisze w sposób jak najmniej skomplikowany, niech wykłada kawę na ławę, niech czarno na białym napisze, co widzi w analizowanym fragmencie literatury. I niech to będzie napisane wołami, jasno i wyraźnie, rzeczowo i konkretnie, aby egzaminator w żaden sposób nie mógł tego przeoczyć. Odpada więc pikanteria ciekawostek, elegancja dygresji i lekkie przeskakiwanie z kwiatka na kwiatek. Liczy się tylko to, co zadowoli egzaminatora.
Matura z języka polskiego to stare, ograne tematy. Na tym egzaminie nikomu nie może stać się krzywda. Maturzysta najwyżej może skrzywdzić sam siebie. Uczyni to przez głupie pisanie, gdy będzie się wymądrzał, eksperymentował ze słowami i wymyślał niestworzone rzeczy o literaturze. Prace błazeńskie, ironiczne, prześmiewcze, prace agresywne wobec analizowanego tekstu, prace dziwolągi, pisane poetyckim żargonem, językiem fantasy albo stylem artystycznych enklaw oznaczają katastrofę. Tu nic nie ma prawa zauroczyć egzaminatora, liczy się bowiem klucz i typowe, podobne dla całej Polski, opracowanie zadanego fragmentu lektury. Dlatego trzeba pisać językiem maksymalnie poprawnym i jednocześnie durnym jak prosię w deszcz, a tezy i wnioski przedstawić jak najbardziej typowe – takie jak wszyscy.
Dyletantyzm i pospolitość są na maturze w cenie
Natomiast oryginalność i twórczość nie popłacają. Prostota wygrywa z wyrafinowaniem. To dlatego humaniści mają poważne problemy z uzyskaniem wysokich wyników na maturze z przedmiotu, który najbardziej kochają. Natomiast niezłe rezultaty – jak na stopień przygotowania do egzaminu – osiągają uczniowie z klas biologiczno-chemicznych, geograficznych czy ekonomicznych. Kiedy bowiem humaniści rozdzierają szaty nad nieistotnymi aspektami lektury, uczniowie o innych umysłach znakomitym wyczuciem konkretu trafiają idealnie w klucz rozwiązań.
W pracach humanistów, które bywają zaplątane stylistycznie niczym węzeł gordyjski, trzeba ze świecą szukać twierdzeń zawartych w kluczu i często nie sposób ich znaleźć. A przecież powinno się pisać tak, aby twierdzenia, argumenty i wnioski same wchodziły egzaminatorowi w oczy.
Praca maturalna nie może rządzić się prawami oryginalności i wyjątkowości. W tej dziedzinie trzeba iść wyznaczoną i dawno przetartą ścieżką. O tym, która to ścieżka, zadecydowali twórcy matury, nie ty. Bądź wierny poloniście, który tłumaczył to tysiące razy na lekcjach. To nic, że te zasady cię tłamsiły, że degenerowały twój umysł i pozbawiały weny twórczej. Tak właśnie ma być – szablonowo i nudno. Uczyłeś się pacyfikować tekst literacki i pisać na tej podstawie kompromitujące intelekt wypracowanie, więc teraz nie wysilaj się na bunt. Złudne nadzieje, że ktoś doceni twoje nowatorskie podejście do literatury.
Trzeba tak pisać, jak pisali inni
Znam uczniów, którzy z uwagą przeczytali dziesięć typowych wypracowań maturalnych i prawie żadnej lektury, a okazali się lepsi od tych, którzy byli oczytani w literaturze, ale mieli zerowe pojęcie o pisaniu pod klucz. Potem przyszło im zapłacić za swoją postawę wysoką cenę. Egzamin maturalny to nie jest miejsce, gdzie można pisać swobodnie i według własnego widzimisię. Na maturze niewiele się osiąga boskim talentem, a za to bardzo dużo można uzyskać przez powtarzanie wzoru.
Obecnie młodzież wywalczyła sobie prawo wyrażania własnego zdania. Ale nie na maturze. Potrzeba pisania o tym, co się naprawdę myśli o analizowanym fragmencie lektury nie powinna się pojawić wcale albo – jeśli już musi – tylko w najwątlejszej postaci. Dwa zdania od siebie w zakończeniu najzupełniej wystarczą. Cała reszta pracy musi być napisana pod klucz. Kto koniecznie chce wyrazić własny sąd, niech uczyni to nieznacznie. Korzystniej jest dopasować swoje zdanie do tego, jak powinno się pisać o literaturze na egzaminie.
Możliwie proste i komunikatywne złożenie twierdzeń na zadany temat daje gwarancję sukcesu. Co z tego, że z tej grafomańskiej kombinacji łatwych zdań wyjdzie Frankenstein, jeśli właśnie o takiego potworka chodzi komisji. Wznieś się w swojej interpretacji lektury na szczyt Himalajów, pokomplikuj, a guzik na tym zyskasz. Nie błyskotliwość umysłu prowadzą do sukcesu na maturze, lecz umiejętność pójścia z prądem. Dla człowieka utalentowanego moment egzaminu to chwila wyjątkowo okrutna. Na temat własnych odczuć i zdolności trzeba milczeć jak grób. Nie wolno pisać, czy lektura olśniła, czy nie olśniła, czy zbulwersowała, czy zachwyciła. Należy z samozaparciem przebrnąć przez cały tekst i opisać każdą jego cząstkę tak, jak wymaga tego temat.
Ostatecznym celem pisania pracy nie jest stworzenie pięknego tekstu, lecz zdanie egzaminu na zaplanowanym poziomie. Matura, z bólem to przyznaję, stawia na średniaków. A średniaków poznaje się po tym, że sprawnie działają według z góry narzuconych schematów. Trzeba im powiedzieć, co i jak ma być, gdyż inaczej się pogubią i nigdy nie znajdą drogi do celu.
Filozofią obecnej matury jest schematyczność
Dlatego w ramach przygotowywania się do egzaminu należy przystosować swój umysł do ustalonych schematów, a swój sposób pojmowania literatury dostosować do przeciętności i typowości. Nawet o Witkacym, nieokiełznanym indywiduum oryginalności, należy pisać tak jak o Prusie czy Sienkiewiczu, tzn. schematycznie.
Znakomite wypracowania uczniowskie, oceniane na maksimum punktów, zaczynają się od banałów i żywią się oczywistościami. Od początku do końca odsłaniają rzeczy znane i z wielkim hukiem wyważają otwarte drzwi. Tak właśnie ma być. Nie wolno na maturze grzebać się w analizowanym tekście i poszukiwać w nim diamentów. Bowiem diament można znaleźć jeden czy dwa, natomiast uczeń ma zalać pracę licznymi świecidełkami. Dlatego trzeba pisać dużo i banalnie, prosto i schematycznie. Praca musi sprawiać wrażenie, jakby wyszła spod pióra półinteligenta, osoby bez własnej tożsamości. Uczeń lekturę przytacza, zmyśla i oczywistości gada, a egzaminator ręce zaciera, bo za takim stylem przepada.
Gdy nadchodzi matura, budzą się potwory. Kto ma trochę oleju w głowie, ten nie szuka na egzaminie skrzydlatych aniołów, lecz płodzi strasznego Frankensteina. Wypracowanie maturalne ma być interesujące tylko dla egzaminatora, dla tej małpy, która czytając nie myśli, bo przecież sprawdza pod klucz. Każdy inny czytelnik na widok tak dziwacznego tekstu, jaki może powstać tylko na maturze i nigdzie indziej, padłby trupem. Zapewniam, że wypracowania maturalne to tekstowe potworki – ale tak właśnie być musi. Frankenstein zdobywa punkty i zwycięża.
Dariusz Chętkowski