W ubiegły weekend w Berlinie odbyła się konferencja naukowa „Gender Summit” dotycząca pozycji kobiet w nauce. Konferencja odbyła się już po raz siódmy, z czego czwarty w Europie. Tegoroczne wydarzenie miało temat przewodni „Mastering gender in research performance, contexts, and outcomes” i nawiązywało głównie do tego, jaki wpływ na badania naukowe ma płeć badaczy, jak również płeć obiektów badanych. Na konferencję przyjechali przedstawiciele i przedstawicielki ośrodków naukowych oraz organizacji pozarządowych i sektora publicznego. Wśród gości znalazła się minister nauki Republiki Federalnej Niemiec, przedstawicielki najważniejszych wydawnictw naukowych, a także panowie, którzy reprezentowali m.in. Komisję Europejską i europejskie uniwersytety.
Silną grupę przedstawicieli miały wszystkie państwa skandynawskie, czemu trudno się dziwić – zarówno Szwecja, jak i Norwegia mają osobne komórki rządowe odpowiadające za równość i różnorodność w procesie tworzenia nauki. Również inne grupy narodowe były reprezentowane, i można było dowiedzieć się o postępach w wyrównywaniu szans kobiet we Włoszech, Meksyku, Japonii czy Białorusi. Wśród tego międzynarodowego tłumu bardzo brakowało przedstawicieli lub przedstawicielek Polski. A szkoda, bo jak usłyszeliśmy, jedynie 2% członków Polskiej Akademii Nauk to kobiety i jeszcze przed nami daleka droga. Takie spotkania jak „Gender Summit” to przede wszystkim możliwość wymiany doświadczeń i poszukiwania wsparcia dla tych, którzy odpowiadają za tworzenie, wprowadzanie i przestrzegania mechanizmów równościowych. Również i tym razem można było zgłębić swoją wiedzę na każdy temat związany z pozycją kobiet w nauce.
Przede wszystkim trzeba uświadomić sobie, że temat kobiet w nauce nie dotyczy tylko braku naukowczyń na najwyższych stanowiskach. Tegoroczna konferencja była w dużej mierze poświęcona tematowi kobiet w medycynie, epidemiologii oraz farmakologii. Chodzi na przykład o fakt, że do doświadczeń laboratoryjnych używa się zazwyczaj myszy płci męskiej, a leki w dalszej fazie testów również w dużej mierze testuje się najpierw na mężczyznach. Prowadzi to do złego dawkowania dla kobiet oraz ignorowania interferencji leków z cyklem hormonalnym, co w wielu przypadkach może kobietom szkodzić. Z leków wycofanych z obiegu w Stanach Zjednoczonych w ostatnich latach aż 70% powodowało niezaobserwowane wcześniej niebezpieczne skutki uboczne u kobiet. Na konferencji poruszony został również temat, o którym była mowa na tegorocznym Kongresie Kobiet w Warszawie – zawał serca u kobiet i mężczyzn. U obu płci przebiega on zupełnie inaczej, więc w przypadku kobiet zostaje często postawiona mylna diagnoza. Mało kto również wie, że palenie zwiększa ryzyko wystąpienia chorób wieńcowych dużo bardziej u kobiet niż u mężczyzn, o czym opowiadała badaczka z Uniwersytetu Oksfordzkiego, dr. Sanne Peters. Uwrażliwianie naukowców i lekarzy na problematykę płci jest bardzo ważne i pozostaje na tym polu wciąż bardzo wiele do zrobienia.
Jeden z naukowców obecnych na konferencji poświęcił prawie cały swój wykład na opowiadanie o tyk jak sam, mając się za dobrego naukowca, nie sprawdził różnic wynikających z płci badanych pacjentów (zajmował się badaniami krwi), ponieważ nie pomyślał nawet o tym, żeby to zrobić. Rzeczywiście, naukowcy aplikujący o granty mają szereg wymogów do spełnienia, i często włączenie płci do procesu badawczego nie jest ich priorytetem. Stąd propozycja obecnych w Berlinie przedstawicieli organizacji europejskich finansujących badania na dodanie obowiązkowych pytań do procesu aplikacyjnego, które skłoniłyby naukowców i naukowczynie do zastanowienia się, czy ich badania powinny również brać płeć pod uwagę, a przynajmniej wspominać o tym w analizie wyników. Podobny system wprowadzono w kanadyjskim systemie grantowym, i mimo, że spotkał się z początkowym oporem środowiska naukowego, został przyjęty.
Oczywiście nie sposób byłoby zorganizować konferencję o pozycji kobiet w nauce, nie wspominając o naukowczyniach i ich problemach. Wiele razy przez prezentacje i postery przewinął się wykres obrazujący jak wraz z rozwojem kariery i biegiem lat liczba kobiet w nauce spada. Mimo, że to więcej kobiet niż mężczyzn kończy studia licencjackie, z każdym kolejnym etapem odpada ich coraz więcej. To zjawisko o wdzięcznej nazwie „leaky pipeline” (nieszczelny rurociąg) jest widoczne w wielu zawodach, ale w nauce zarysowuje się szczególnie wyraźnie. Podobnie jak woda w dziurawej rurze, która płynie na początku pod ciśnieniem, cieknie po trochu przez kolejne dziury, aż na sam koniec dopływa tylko mały strumyczek, tak samo liczba kobiet zmniejsza się na kolejnych stopniach kariery naukowej. W dużej mierze przypisuje się ten efekt wpływowi macierzyństwa na karierę, ale także niesprzyjającym środowiskom. Wśród propozycji zaadresowania tego problemu pojawiło się zwiększenie limitów wiekowych na poszczególne granty, tak żeby kobiety po urlopie macierzyńskim nie stały na straconej pozycji, ukrywanie płci kandydatów i kandydatek starających się o pozycje lub granty, wspieranie mentoringu wśród kobiet oraz pokazywanie jak największej liczby przykładów tego, jak można pogodzić macierzyństwo z pracą naukową. Nie jest to łatwe zadanie, ponieważ praca naukowa wiąże się z dużą liczbą przeprowadzek, podróży na konferencje, oraz długich godzin spędzonych w laboratorium. Kolejnym powodem niedostatecznej ilości awansów wśród kobiet może być ich brak pewności siebie i niechęć do chwalenia się swoimi osiągnięciami, co powoduje, że nie są zauważane i docenianie.
Ilość poruszanych tematów i ciekawych rozmów na berlińskiej konferencji pokazała, że jest jeszcze wiele do zrobienia w kwestii równouprawnienia w nauce, ale też, że nie są to rzeczy proste i oczywiste. Nie ma jednego mechanizmu, który można z powodzeniem zastosować w każdym kraju. Przykłady takie jak Kanada, Szwecja czy Norwegia pokazują, że można takie zmiany wprowadzać na poziomie instytucji państwowych. Z drugiej strony na konferencji były też przedstawicielki sektora prywatnego i takie firmy jak Elsevier czy Novartis również wprowadzają nowatorskie rozwiązania mające na celu zwiększenie uczestnictwa kobiet w badaniach naukowych. Jeśli te zmiany zaczniemy wprowadzać na każdym poziomie, jest szansa na poprawę sytuacji.
Marta Tondera