Łatwiej się pisze pracę na zadany temat, gdy człowiek czuje, że to wszystko przeżył bądź bardzo pragnie przeżyć. Wielka miłość, walka z przeciwnościami losu, podróż w nieznane, zwycięskie pojedynki, nieustająca przygoda. Ach, jakie to wyzwala emocje! Teraz można się dopiero rozpisać. Czerpać garściami z własnego doświadczenia, aż powstanie wypracowanie doskonałe.
Stop! Tak nigdy nie pisz! Wiedz, że Twoje doświadczenie w porównaniu z doświadczeniem bohaterów literackich wyda się egzaminatorowi zgoła pospolitym, więc nie zdobędziesz za swoje wynurzenia wielkiej liczby punktów. Kto wie, czy Twój życiorys wystarczy na osiągnięcie wymaganego minimum. Dlatego ostrzegamy: nie daj się porwać emocjom. Choćby w temacie chodziło o to, co Ci się przydarzyło ze sto razy, może nawet poprzedniego dnia, nie eksponuj w pracy swojego doświadczenia.
Nieuk buja w obłokach
Niestety, człowiek nie dostrzega banalności własnych przeżyć, tylko myśli, że są one wyjątkowe i ze wszech miar godne opisu. Kiedy więc decyduje się na egzaminie dojrzałości pisać o sobie czy też o sobie w porównaniu z bohaterami literackimi, jest stracony. Niewiedza człowieka potęguje się właśnie wtedy, gdy zamiast pisać o tym, co wie na tematy literackie, zechce dzielić się z czytelnikiem cudowną historią swojego życia. Po tym też poznaje się amatora, ucznia zupełnie nieprzygotowanego do zdawania egzaminów, że gdy tylko wchodzi on w kontakt z jakimś zadaniem, od razu widzi w nim siebie. Zacznij tylko pisać o sobie, choćby niewinne wspomnienie, a będę przekonany, że nic nie wiesz o innych, w tym wypadku o bohaterach literackich.
Doświadczenie znajduje olbrzymią pożywkę w niewiedzy. Im ktoś mniej wie, tym jest bardziej doświadczony przez los. Takie ma życie ciekawe, że zupełnie nie potrzebuje czytać książek. Po co ma się przygotowywać do matury, skoro połowę wszystkich lektur poznał na własnej skórze, a drugą połowę pozna niedługo. Tak, tak: nieuk trzyma się uporczywie swojego doświadczenia i o niczym innym nie chce pisać. Jeśli temat dotyczy patriotyzmu, to zaraz okaże się, że nieuk pochodzi z rodziny zasłużonej dla ojczyzny. Gdy w temacie mowa jest o tradycji, nieuk pochwali się, że w jego domu tradycja zawsze była na pierwszym miejscu. Choćby temat dotyczył buszowania w gwiazdach, nieuk opisze w pracy, że już tam był. Trudno się dziwić, skoro często buja w obłokach, to i o gwiazdy pewnie nieraz zahaczył.
Erudyta: argumenty i fakty
Tymczasem w pracy maturalnej przede wszystkim liczą się argumenty, logiczne wywody, wywiedzione z treści lektur fakty, a prawie wcale nie ma znaczenia, czy uczeń to przeżył, był i widział na własne oczy, zaznał równie bolesnych rozterek, spierał się z Bogiem i porywał na tyranów. O wiele lepiej by było, gdyby treść lektur poznawał w zaciszu domowego biurka, ale za to przeczytał każde dzieło od A do Z. Oznacza to, że lepiej - z punktu widzenia wymagań egzaminacyjnych - być sumiennym w przewracaniu kartek w książkach niż genialnym marzycielem. Matura to nie egzamin z życia, lecz tylko sprawdzian ze zrozumienia przeczytanych utworów.
Ludzie wrażliwi mogą więc czuć się niedocenieni. Oni tyle czują, a tu każe się im pisać przy pomocy szkiełka i oka. Mickiewicz byłby wielce niezadowolony, kto wie, czy w ogóle zdałby współczesną maturę. Takiej dawki racjonalizmu, jakiej oczekuje się od dzisiejszych abiturientów, nie oczekiwano od młodzieży jeszcze nigdy. Dzisiaj trzeba powiedzieć: ty nad poziomy nie wylatuj, nie tam sięgaj, gdzie wzrok nie sięga, lecz pochyl swe czoło nad zadanym fragmentem tekstu i zobacz to, co jest w nim napisane wołami.
Operowanie przykładami z własnego życia tylko pozornie ułatwia pisanie pracy maturalnej. Amatorzy doświadczenia zwykle popełniają ten błąd, że ujmują temat zbyt szeroko. Nie są nawet świadomi, jak bardzo treść ich wypracowania rozmija się z kluczem rozwiązań. Może i napisali pięć stron, ale tak rozwodnili swój wywód emocjami, że merytorycznie poprawny i logicznie zbudowany jest niewielki kawałek tekstu, a reszta to czyste lanie wody. Już słyszę te drwiny egzaminatorów, którzy czytają co lepsze fragmenty sprawdzanej pracy na głos i zalewają się ze śmiechu łzami. Nie ma bowiem niczego śmieszniejszego od emocji ucznia, który nie ma wprawy w trzymaniu pióra, gołym okiem bowiem widać, że pisze niezgrabnie, ale za to sili się na gniew godny Achillesa, albo też leje nad czyimś grobem łzy, których by się nie powstydził Jan z Czarnolasu. Tymczasem nie tędy droga.
Jak utajnić własne doświadczenia
O wiele lepiej taki maturzysta uczyni, gdy będzie walczył argumentami, a nie emocjami, gdy będzie konstruował logiczny wywód, a nie trwonił czas na refleksję o własnym życiu. Nie jest to wcale takie proste. Zwykle temat wypracowania maturalnego i związany z nim fragment tekstu dotyczy spraw, które są powszechnie znane, z którymi każdy człowiek styka się bardzo wcześnie. Być może podobnych emocji, jakie wywołuje lektura szkolna, zaznał, leżąc w łóżeczku i słuchając bajki na dobranoc. Jeśli więc temat dotyczy cierpienia, maturzysta już się rwie do tego, aby opisać, jak dobrze wie, czym jest cierpienie. Temat kusi, żeby zanurzyć się w nim po uszy, a tymczasem wymagania egzaminacyjne są takie, że trzeba stać z boku i pisać jasno oraz rzeczowo: kto jest sprawcą cierpienia, a kto ofiarą, jakiego rodzaju jest to cierpienie, co potęguje ból bohatera, a co osłabia, czy wymowa utworu jest dosłowna, czy raczej metaforyczna, co świadczy o tym, że nasze twierdzenia nie są wyssane z palca, lecz mają podstawy w rzetelnym rozumieniu tekstu. Nie ma ani chwili czasu na to, żeby pisać o swoim własnym bólu. Opowiesz o nim, jak wyjdziesz z sali. Teraz nastał czas na przyglądanie się czarnym literkom i na udowadnianie, że rozumiesz, co one znaczą.
Doświadczenie maturzysty jest zawsze podskórnie obecne w wypracowaniu. To prawda, że ludziom bardziej doświadczonym przez życie może być łatwiej zrozumieć problemy innych osób, np. bohaterów literackich. Jednak niech to doświadczenie ucznia nie zakiełkuje w ani jedno zdanie, które by dowodziło, że autor wypracowania też kochał, też nienawidził, doznawał bólu rozłąki z ukochaną, przeżywał wielką improwizację i przenosił się ze szczytu Mont Blanc na chmurze do Polski. Niech maturzysta ma niezwykłe upodobanie w utajnianiu swego życia, za to niech rozbiera na części pierwsze życie bohaterów literatury. Tylko poddając wnikliwej analizie podany tekst, można mieć szansę na wysoki wynik egzaminu z języka polskiego.
Człowiek i jego cień
Myślę, że zniechęciłem wszystkich do tego, aby pisali na maturze o sobie. Jeśli jednak ktoś nadal ma ochotę opowiadać cudowną historię swojego życia, podam przykład, który przekona największych niedowiarków. Zdarzyło mi się... O przeklęte przyzwyczajenie! Chciałem zdradzić własne zasady! Przecież moje doświadczenie się nie liczy. Mam argument czy nie? Tylko teza się liczy, logiczne wnioskowanie się liczy, błyskotliwa argumentacja, natomiast to, jak bogate życie prowadziłem, na egzaminie dojrzałości nie ma żadnego znaczenia. A zatem nie będę się odwoływał do własnego doświadczenia, tylko podam sensowny argument. Podkreślam, tego, co za chwilę opiszę, wcale nie przeżyłem. To się nie zdarzyło. To tylko dowód pracy mojego umysłu, dowód, że rozumiem, co czytam i wiem, o czym piszę. Mianowicie jest takie przysłowie: nie przeceniaj swojego doświadczenia, bo inni zaczną nim gardzić. Święte słowa!
Żeby zdać maturę z języka polskiego, trzeba interpretować doświadczenie bohaterów literackich. Najlepiej z kilku perspektyw (np. z perspektywy mężczyzny świat wygląda zupełnie inaczej niż z perspektywy kobiety, także człowiek przegrany widzi świat inaczej niż człowiek sukcesu), aby praca nie była płytka, jak płytkie bywa doświadczenie tylko jednego człowieka. Osobiste doświadczenie i emocje związane z własnym losem są jak cień, który nie chce nas opuścić. To prawda, że nie da się człowieka oddzielić od jego cienia. Pamiętajmy jednak, że to tylko cień. Nie ma sensu na nim skupiać uwagi, bo się potkniemy i nie zrobimy tych kilku koniecznych kroków interpretacyjnych, które gwarantują zdanie matury z języka polskiego na wysokim poziomie.