Maja Włoszczowska, wicemistrzyni olimpijska w kolarstwie górskim, jest przekonana, że matematyka i sport świetnie się uzupełniają. Rachunek prawdopodobieństwa wskazuje, że cokolwiek wybierze, ma duże szanse na sukces.
Rok temu skończyła Pani matematykę finansową i ubezpieczeniową na Politechnice Wrocławskiej. Skąd ten wybór?
Zawsze bardzo lubiłam matematykę, nigdy nie musiałam uczyć się do klasówek, uwielbiałam rozwiązywać zadania. Sprawiało mi to tak wielką frajdę, że kiedy od swojej matematyczki ze szkoły podstawowej usłyszałam, że jest taki kierunek, wiedziałam od razu, że to coś dla mnie.
Matematyka jest dla dziewczyn?
Jak najbardziej. Na moim roku była zdecydowana przewaga dziewczyn.
Ciężko było na politechnice?
Ciężko. Wzięłam semestr dziekanki przed Atenami, chodząc jednak ciągle na dwa przedmioty, by potem móc studiować nadal ze swoim rokiem. Liczyłam, że resztę przedmiotów nadrobię w trakcie kolejnych semestrów, ale to było nierealne. Mój rocznik obronił się w 2007, a ja na początku 2008 roku. Jednak i tak uważam, że to świetny wynik.
Jak w Mai Włoszczowskiej matematyka i rower walczą ze sobą? Jakie przyjemności płyną z posiadania głowy matematycznej, a jakie z uprawianiu sportu – i które są ważniejsze?
Jedno i drugie jest ważne. Studia matematyczne przede wszystkim uświadomiły mi, że człowiek jest się w stanie wszystkiego nauczyć, potrzeba tylko determinacji i czasu. Umysł analityczny pomaga kojarzyć fakty, wyciągać wnioski, uświadomić sobie, że na dobry wynik najpierw trzeba ciężko zapracować dbając o każdy szczegół. Natomiast sport daje mi przede wszystkim radość życia. A gdy widzę, że inni ludzie cieszą się z moich sukcesów, czuję, że robię coś nie tylko dla siebie. Na co dzień sport na pewno uczy determinacji, uporu i odwagi.
Jakie pożytki z matematyki może mieć sportowiec? Jak matematyka pomaga w życiu, kiedy się przydaje w życiu prywatnym?
Jako sportowiec miałam odskocznię od stresu związanego ze startami, a dzięki temu, że skończyłam matematykę, wszyscy traktują mnie poważnie. Niestety sportowcy muszą walczyć ze stereotypami (że sportowiec to przede wszystkim „mięśniak”, który ledwie maturę zdał...). Natomiast w prywatnym życiu...? Studia przede wszystkim dały mi zawód, poczucie bezpieczeństwa, że po skończeniu kariery mam szansę znaleźć dobrą pracę. Poza tym matematyka uczy systematyzacji, umiejętnego zarządzania czasem, ludźmi i pieniędzmi.
Jaka dziedzina matematyki jest Pani ulubioną? Czy w wolnych chwilach oddaje się Pani swoim matematycznym pasjom?
W szkole podstawowej i średniej była to geometria. Lubiłam zależności pomiędzy bokami i kątami, funkcje trygonometryczne. Na studiach ciekawiło mnie wykorzystanie matematyki w rzeczywistości, zwłaszcza na rynkach finansowych, które obecnie rządzą światem. Stąd wybór specjalności.
Odnosi Pani sukcesy światowe od pięciu lat. Do którego roku życia można się ścigać na rowerze górskim?
Czołówka światowa kobiet ma dobrze ponad 30 lat. Tak więc teoretycznie jeszcze długa kariera przede mną.
A co może Pani robić po matematyce stosowanej?
W opisie tej specjalności znajduje się „ocena ryzyka”, a więc pracę można znaleźć w bankach, spółkach notowanych na giełdzie, firmach konsultingowych... Można też pójść w stronę ubezpieczeń. Np. zdać odpowiednie egzaminy i zostać aktuariuszem, a to bardzo poszukiwana profesja.
Jakieś inne pomysły na życie?
Miałam okazję sprawdzić się w roli dziennikarki sportowej podczas Tour de Pologne i bardzo mi się to spodobało. Wiem, że musiałabym podszkolić warsztat i wiele poświęcić, ale w końcu praktyka czyni mistrza. Organizuję też wyścig w Jeleniej Górze i istnieje szansa, że w kolejnych latach zostanie zaliczony do Pucharu Świata. Będę również promować moje miasto i spotykać się z dzieciakami w szkołach. To największe wyzwanie – przekazywać im swoją pasję.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała: Monika Banach