Z wielką niecierpliwością czekam na tę chwilę, kiedy nowe generacje komputerów osiągną taką zdolność operacyjną, że przewidywanie przyszłości stanie się dla nich możliwe. Być może jakiś genialny uczony już montuje w swoim laptopie inteligentne chipy i tworzy program, który jest w stanie wymyślić dokładnie taki sam test z języka polskiego, jaki będzie na egzaminie dojrzałości. To chyba nic trudnego dla maszyny, która ma IQ na poziomie 150, przewidzieć przyszłość w tak drobnej kwestii, jaką jest matura.
Oczywiście od momentu skonstruowania wynalazku do jego upowszechnienia droga bardzo daleko. Na tegorocznej maturze musi więc każdemu wystarczyć jego własny rozum.
IQ i przewidywanie przyszłości
Zazdroszczę ludziom wybitnie inteligentnym, ponieważ oni komunikują się ze swoją przyszłością tak, jakby to była teraźniejszość. Nie wątpię, że Sharon Stone (154 IQ), Doda (156 IQ) czy Quentin Tarantino (160 IQ) w kwestii swojej przyszłości dobrze wiedzą, co ich spotka. Gdyby te osoby miały przystąpić do tegorocznej matury, już dziś wiedziałyby, z czego byłyby egzaminowane w maju. Może nie wiedziałyby w takim sensie, jak wie się, że po czwartku nastanie piątek, ale przygotowywałyby się do matury dokładnie z tego, co trzeba znać. Osoby te znałyby przyszłość w tym sensie, że robiłyby dokładnie to, co w przyszłości im się przyda. To wielka sztuka, istna genialność, trafić ze swoimi umiejętnościami w przyszłość jak w sam środek tarczy.
Jeśli ktoś ma mniejszy iloraz inteligencji niż 150, nie powinien brać się za przewidywanie przyszłości. Nie powinien przewidywać, że z tej części materiału warto się przygotować, bo będzie, a z tamtej nie, bo na pewno nie będzie jej na maturze. Gdy słyszę, jak dość przeciętny uczeń zapewnia mnie, że Chłopów Reymonta na maturze nie będzie, albo Lalki Prusa czy Tanga Mrożka, to krew mnie zalewa. Dla takiego ucznia przewidywanie przyszłości to przecież czarna magia. Jest pewne, że pomyli się w każdej sprawie, nawet tej, czy na maturze będzie dany do analizy wiersz czy proza, nie mówiąc już o szczegółach. Przewidywanie przyszłości przez osoby, które nie są nadzwyczaj inteligentne, jest bezużyteczne. Być może uda im się czasem przewidzieć, jakie spodnie założy wychowawca na klasówkę, ale na pewno nie odkryją Ameryki w sprawie własnej matury.
Strzał w dziesiątkę
Podobno iloraz inteligencji na poziomie 150 posiada ok. jeden procent populacji. A zatem co setny człowiek potrafi, o ile dobrze pomyśli, przewidzieć przyszłość. Może nie przyszłość całego świata, ale przynajmniej jego małą cząstkę, na przykład treść testu maturalnego. Czasem nauczyciele czarują uczniów, mówiąc im, że to lub tamto może być na maturze, dlatego warto się tego uczyć. Mojego przyjaciela, który uczy w innej szkole, a jest bardzo inteligentny, ostrzegłem, aby nigdy nie mówił uczniom, że coś może być na maturze, gdyż jest duże prawdopodobieństwo, iż trafi w dziesiątkę. Dopiero by miał się z pyszna, gdyby jego przepowiednie się spełniły co do joty. Nie wiem, czy policjanci zrozumieliby, że on nie tyle znał treść testu maturalnego, co go dzięki swojej inteligencji po prostu przewidział. Podobno policjanci nie są zbyt inteligentni, więc przyjaciel mógłby mieć kłopoty.
Kto straszy ucznia
Ja mogę śmiało ogłaszać, co będzie na maturze, gdyż jestem mniej inteligentny od przyjaciela (niestety, 150 IQ nie mam), więc na pewno się pomylę. Ani uczniom nie zaszkodzę, ani im nie pomogę. Najwyżej trochę postraszę. Podejrzewam, że najczęściej osobom, które próbują przewidywać przyszłość, chodzi właśnie o postraszenie ludzi, a nie o uświadomienie im, co się stanie niebawem. Zaryzykuję tezę, że mniej mądrzy nauczyciele w taki właśnie sposób straszą swoich uczniów maturą, natomiast wybitnie inteligentni nie mówią nic, aby przez przypadek nie przewidzieć przyszłości. Jeśli prawdą jest, że co setny Polak ma iloraz inteligencji 150 i wyższy, to wśród członków rady pedagogicznej mojej szkoły, łącznie ze mną, może nie być ani jednego geniusza. Jest nas bowiem zaledwie 50 osób. I tak jest pewnie w większości szkół. Prawdopodobieństwo trafienia na wybitnie inteligentnego nauczyciela jest równe nieomal zeru, a zatem prawie żaden nauczyciel nie ma bladego pojęcia, co będzie na tegorocznej maturze. Mój przyjaciel jest chyba jedynym wyjątkiem na całą Łódź, ale obiecał dla własnego dobra nie przewidywać uczniom ich przyszłości.
Będzie, co ma być
Przy IQ poniżej 150 za głupi jesteśmy na przewidzenie, co przyniesie przyszłość w zakresie egzaminu maturalnego. Będzie, co ma być, i tyle. Niech więc uczniowie nie łudzą się, że nauczyciele mogą im pomóc w odkryciu, jakie treści pojawią się na maturze. Lepiej już sobie powróżyć z fusów od kawy, niż pytać nauczycieli o to, co przyniesie przyszłość. Niestety, im człowiek głupszy, tym większą ma ochotę do snucia rozważań, co będzie jutro. A już kompletni kretyni starają się cały świat przekonać do tego, że poznali, co przyniesie przyszłość. Tuż przed maturą fora internetowe aż roją się od wypowiedzi pseudoproroków, którzy przewidują treść testu maturalnego. Jak ktoś śledzi te proroctwa z uwagą, to wie, że są one wzajemnie sprzeczne. Jeden pomysł wyklucza drugi, więc lepiej im nie wierzyć.
Rzecz się ma zupełnie inaczej, jeśli chodzi o uczniów, których znamy osobiście. W licznej grupie, np. sześciuset osób (liczebność przeciętnej szkoły), musi trafić się kilka wybitnie inteligentnych postaci. Nie ma wątpliwości, że w gronie maturzystów (powiedzmy dwustu osób) znajdzie się przynajmniej jeden człowiek, który ma IQ na poziomie 150 bądź więcej. I właśnie w tym osobniku cała nadzieja. On bowiem może wiedzieć, co będzie na tegorocznej maturze. Warto znać takiego człowieka i wspólnie z nim przygotowywać się do matury. Jest bowiem duże prawdopodobieństwo, że wśród zagadnień, które będzie opracowywać do egzaminu, znajdzie się właśnie to, co potem będzie na maturze. Być może ten szkolny geniusz już sobie czyta – niby przez przypadek – wiersz Zbigniewa Herberta albo Jerzego Harasymowicza, który niedługo cała Polska zobaczy w teście maturalnym. Za głupi jestem, aby zrozumieć, jak geniusz to robi, że wie, ale już kilka razy moi wybitni uczniowie opowiadali mi, że przed maturą czytali właśnie to, co potem było w teście. Zaklinali się, że właśnie tak było, i patrzyli, czy im wierzę. Dlaczego mam nie wierzyć? Jeśli ci młodzi ludzie mają rozum na poziomie Sharon Stone, Dody czy Quentina Tarantino, to mogło tak właśnie być, że mimochodem przewidzieli, czego będzie dotyczyła ich własna matura.
Szkoda tylko, że uczeni jeszcze nie bardzo rozumieją, jak funkcjonuje wybitny umysł. Gdyby bowiem odkryli tę zasadę, mogliby ją potem wszczepić chipom i wszyscy znalibyśmy przyszłość. Wystarczyłoby mieć w domu nowoczesny komputer, pracujący na właściwych procesorach, aby odpowiednio wcześniej wiedzieć, co będzie zawierał test maturalny. Myślę, że dzieli nas niewiele czasu od skonstruowania takich komputerów. Jeśli dziś maszyny potrafią przewidywać pogodę, to naprawdę bardzo mało brakuje chipom, aby przewidzieć treść egzaminu dojrzałości. Przyszłość jawi się ludzkości bardzo obiecująco, szczególnie uczniom.
Zamiast wkuwać, jak leci...
Podejrzewam, że moja czteroletnia córka zupełnie inaczej będzie przygotowywała się do matury niż dzisiejsze pokolenie licealistów. Zamiast bowiem wkuwać wszystko, jak leci, najpierw sprawdzi ona, jakie są prognozy maturalne na rok 2024. A komputer zapewni ją, że w tym roku na maturze będzie fragment artykułu ze słynnego w przyszłości tygodnika Cocooning Parade (czytanie ze zrozumieniem) oraz temat: Piekło narkomana – analiza fragmentu powieści Anny Onichimowskiej pt. Hera, moja miłość (praca stylistyczna). Dzięki tej prognozie maturalnej ówczesny maturzysta przygotuje się tylko do tego, co na pewno będzie na egzaminie, a rzeczy zbędnych nie musi się już uczyć. Jakże wspaniała przyszłość czeka moją córkę i jej rówieśników! Na pewno egzamin dojrzałości w roku 2024 będzie o wiele sensowniejszy niż tegoroczny. Jeśli jednak ktoś chce zdać maturę w tym roku, a nie za lat piętnaście, niech da sobie spokój z przewidywaniem, co będzie na egzaminie. Wyjątek stanowią ludzie genialni, z ilorazem inteligencji co najmniej 150 – oni mogą przewidywać (dotyczy to jednak przeciętnie tylko jednego maturzysty w całej szkole, nie więcej) albo też raczej intuicyjnie wyczuwać, z czego należy koniecznie się przygotować, a co można sobie darować. Cała reszta uczniów musi przyznać się do tego, że nigdy nie pozna swojej przyszłości, dlatego zamiast poświęcać czas na zajmowanie się futurologią, lepiej uczyni, gdy powtórzy sobie esencję wiedzy o literaturze, przypomni treść lektur, nie zastanawiając się, co się przyda na maturze, a co raczej nie. Trudno, że trzeba uczyć się rzeczy zbędnych. Inaczej na razie jeszcze się nie da. Może za kilkanaście lat, ale na pewno nie w tym roku.