Choć większość uczelnianego życia przeniosła się do wirtualnego świata, są akademicy, którzy mimo pandemii muszą pojawiać się w laboratoriach, pracowniach, zakładach hodowlanych itp., by ich programy naukowe czy badawcze nie zostały przerwane. Jednym z nich jest dr Krzysztof Andres z Wydziału Hodowli i Biologii Zwierząt (WHiBZ) Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie.
Dlaczego Pana obecność na uczelni jest nieodzowna?
Jako naukowiec jestem odpowiedzialny za pracę hodowlaną na fermie drobiu znajdującej się w Centrum Badawczym i Edukacyjnym WHiBZ w Rząsce. Pod moją opieką znajduje się m.in. stado zachowawcze gęsi zatorskiej – mam za zadanie utrzymywać to stado zgodnie z programem ochrony zasobów genetycznych zaakceptowanym przez Instytut Zootechniki Państwowy Instytut Badawczy – Krajowego Koordynatora Ochrony Zasobów Genetycznych Zwierząt Gospodarskich.
Czyli co Pan robi w praktyce?
Taki program ma swój określony harmonogram dostosowany np. do cyklu reprodukcyjnego danej rasy zwierząt i niezależny od sytuacji epidemicznej, politycznej czy innych czynników, które wpływają na życie ludzi. Teraz jest wiosna, więc konieczne jest odpowiednie zestawianie stad hodowlanych, czyli takie dobieranie osobników, by kojarzyć ze sobą osobniki niespokrewnione, by nie dochodziło do związków kazirodczych. Następnie trzeba indywidualnie od każdej nioski zebrać jaja, które potem nakłada się do lęgów, a po wykluciu się piskląt konieczne jest ich indywidualne oznakowanie. Do tego muszę na bieżąco kontrolować użytkowość stada, nieśność, ale też regulować program świetlny czy żywienie ptaków. Pracownicy techniczni mają inne funkcje, związane z dopilnowywaniem dobrostanu ptaków i zaspokajania codziennych potrzeb stada, czyli karmieniem, pojeniem, wyściełaniem fermy itp.
Sporo tego. I tak codziennie?
Nie, nie muszę być na fermie każdego dnia. Różnie to też wygląda, jeśli chodzi o liczbę godzin tu spędzanych. Gęsi to ptaki sezonowe, więc są okresy w roku, kiedy przyjeżdżam tutaj na całe dnie, a czasem wystarczy kilka godzin.
Co to znaczy, że dane stado jest zachowawcze?
To takie stado, które posiada cenne cechy użytkowe i jest objęte państwowym programem ochrony, ponieważ określona rasa została wyparta przez inne, np. sprowadzane z zagranicy dla bardziej w danym momencie cenionych na rynku cech. W przypadku gęsi oznacza to np., że teraz jest popyt na rasy o większej masie tuszki. Jednak ponieważ nie wiemy, czego społeczeństwo będzie potrzebowało w przyszłości i która rasa danego gatunku zwierząt okaże się bardziej przydatna (np. w razie pandemii ptasiej grypy), musimy tworzyć takie rezerwy genetyczne. Nasze stado gęsi zatorskiej zostało np. zamknięte już w latach 50. ubiegłego wieku i od tej pory nie jest krzyżowane z innymi rasami, zachowujemy je w czystości właśnie dla jego wyjątkowych cech użytkowych.
Zatem można powiedzieć, że to praca z misją?
Chciałbym, by tak to było odbierane, ponieważ bardzo lubię tę pracę i cieszy mnie, że mogę pracować w programie ochrony zasobów genetycznych. Zresztą czuję też sympatię do gatunku zwierząt, którymi się zajmuję – można powiedzieć, że to u mnie rodzinne, bo i mój tato, i moja babcia hodowali ptactwo domowe. Od dziecka więc obserwowałem, z jaką pieczołowitością można podchodzić do opieki nad tymi zwierzętami, i jak one oddają człowiekowi tę troskę.
Chce Pan powiedzieć, że drób ma uczucia?
Nie potrafię tego z całą pewnością potwierdzić, ale myślę, że ptaki, które są otaczane właściwą opieką, którym poświęca się czas, które traktuje się łagodnie i z troską, a nie z agresją czy mechanicznie, potrafią to odwzajemnić. Na pewno wiem, że ptaki domowe takie jak perliczki czy gęsi przywiązują się do głosu swojego opiekuna, reagują na niego, na jego ubranie, wygląd. Bacznie też badają cały czas nasze miny, to, jak na nie patrzymy. Uważam, że należy te zwierzęta odczarować.
A drób dla naukowca to ciekawy temat?
Zdecydowanie. Gatunki ptaków domowych wykazują dużą zmienność i plastyczność, więc stanowią dla naukowca wyzwanie, bo prowadzone badania muszą być bardzo intensywne, ale i ostrożnie.
Dziękuję za rozmowę.
Magda Tytuła