26 października uczniowie klas 4-8 szkół podstawowych przeszli na nauczanie zdalne – na razie na dwa tygodnie. Dołączyli do uczniów szkół ponadpodstawowych, którzy w tym systemie pracują od 19 października.
To znaczy – nie pracują, bo pierwszego dnia przeciążony system Librus padł, podobnie jak na początku poprzedniego szkolnego lockdownu. Najprawdopodobniej nastąpiło krytyczne przeciążenie systemu, więc korzystający z niego mają dziś wolne.
Dzieci być może na razie cieszą się, że nie muszą siedzieć przed ekranem, ale ich rodzice są przerażeni: półroczne zaległości w nauce z poprzedniego roku zostaną pogłębione przez kolejne. Nie powstał żaden sensowny system nauczania zdalnego, choć wszyscy liczyli się z tym, że szkoły mogą być zamykane z powodu pandemii. Jedni nauczyciele korzystają z Teamsów, inni po prostu przesyłają zadania mailem, jeszcze inni odsyłają do filmików na youtubie.
Strach myśleć, jak przełoży się to na jakość nauczania, a w przyszłości – kształcenia na studiach, skoro kolejne roczniki będą miały tak gigantyczne zaległości, uniemożliwiające praktycznie dalszą naukę.