Opublikowanie kilka tygodni temu przez Ministerstwo Edukacji i Nauki projektu zmian w ustawie o szkolnictwie wyższym i nauce, promocyjnie nazwanego „Pakietem Wolności Akademickiej”, powinno być okazją do przypomnienia, jaką społeczną rolę pełnią nauczyciele akademiccy i jaki jest sens ich pracy - pisze prof. Marcin Pałys.
Projekt nowelizacji ustawy sprowadza się w zasadzie do dwóch zmian. Pierwsza z nich to próba zastąpienia dobrze zdefiniowanego (na przykład tutaj) pojęcia wolności akademickiej, służącej pomnażaniu wiedzy zgodnie z metodą naukową i regułami prowadzenia badań, pojęciem wolności wyrażania przekonań, które obejmują prywatne przekonania religijne, światopoglądowe, niekoniecznie powiązane ze stanem wiedzy naukowej. Oznacza to, że nauczyciel akademicki może wymagać od studentów przyswajania swoich poglądów, a nie wiedzy.
Druga zmiana to demontaż systemu odpowiedzialności dyscyplinarnej – sparaliżowanie, bez jakiegokolwiek konstruktywnego pomysłu, środowiskowego mechanizmu przeciwdziałania zachowaniom nieetycznym, a czasem patologicznym.
Zgodnie z obowiązującą obecnie ustawą i jej poprzedniczkami, odpowiedzialność taka dotyczy „czynów uchybiających obowiązkom nauczyciela akademickiego lub godności zawodu nauczyciela akademickiego”. W tej kategorii tradycyjnie mieszczą się nieuczciwość badawcza, nadużywanie pozycji zawodowej lub formalnej, przywłaszczanie dorobku innych, molestowanie oraz inne zachowania niezgodne z etyką i standardami akademickimi; słowem, zachowania które deprecjonują działalność naukową i niszczą zaufanie publiczne do zawodu nauczyciela akademickiego.
Zaproponowane w projekcie rozwiązanie w rzeczywistości ustanawia prymat komisji dyscyplinarnej przy ministrze (powoływanej przez ministra) nad pochodzącymi z wyboru, niezawisłymi w orzekaniu komisjami dyscyplinarnymi na uczelniach. Jeśli komisja ministerialna uzna, że czyn nieetyczny wynika z przekonań, czy światopoglądu osoby podejrzewanej o jego popełnienie, postępowanie – nawet wyjaśniające – nie jest rozpoczynane.
Zaskakująco długa lista kardynalnych błędów i uchybień projektu została krótko podsumowana w stanowisku KRASP.
Jednak w niniejszym tekście chcę zwrócić uwagę na coś znacznie bardziej fundamentalnego: na tendencję do zastępowania zweryfikowanej wiedzy naukowej, lub szerzej wiedzy profesjonalnej, osobistymi przekonaniami lub światopoglądem, oraz do zacierania różnicy między rzetelnie zbadanymi faktami a prywatnymi opiniami. Już sam tryb wprowadzenia projektu nosi taki charakter (brak rzetelnej analizy czy odpowiedzialność dyscyplinarna rzeczywiście narusza wolność akademicką, a jeśli tak – to jak?) i opiera się na przeświadczeniu autorów, a nie na starannym zbadaniu sytuacji. Wmawianie, że wolność prowadzenia badań dla rozwoju nauki, poszerzania wiedzy i szukania prawdy może być zastąpiona przez wolność głoszenia poglądów, które każdy ma prawo mieć jakie chce, nieuchronnie prowadzi do usunięcia fundamentu racjonalności nauki. To samo dotyczy przekonania, że w sprawach nauki profesjonaliści i amatorzy mają taką samą wiedzę i tyle samo do powiedzenia.
Nie ma wątpliwości, że taka właśnie moda od kilku lat panuje w polityce w różnych krajach. Jednak nauka to nie jest „jeszcze jeden pogląd”, mający równie subiektywne podstawy jak osobiste przekonania czy światopogląd. O tym, jaką rolę nauka spełnia w społeczeństwie i demokracji, jak zasadnicze znaczenie ma oddzielanie faktów i wiedzy od indywidualnych opinii i poglądów celnie mówi tekst autorstwa profesorów José van Dijck i Wima van Saarloos, czyli prezydent i wiceprezydenta holenderskiej Królewskiej Akademii Nauk. I chociaż tekst został opublikowany cztery lata temu, to jest jak najbardziej aktualny. Poniżej przytaczam całościowe tłumaczenie, ale chcę podkreślić jego konkluzję: naukowcy muszą być strażnikami faktów, a nauczyciele ambasadorami racjonalności. Kiedy opinie zastępują fakty, w miejsce demokracji wkracza emokracja, czyli rządy emocji. Są politycy, dla których to wygodne. Dla społeczeństw i narodów to droga na manowce.
Marcin Pałys
Źródło: http://marcinpalys.pl