4 marca amerykański Senat ogłosił projekt ustawy, której celem jest ograniczenie pomocy z funduszy federalnych dla tych uczelni, które mają u siebie Instytut Konfucjusza. Wprawdzie zakaz finansowania nie ma charakteru bezwzględnego, ale wiadomo co się za nim kryje. Tak w Stanach Zjednoczonych, jak i Unii Europejskiej podnoszony jest zarzut, że Instytuty Konfucjusza są nie tylko narzędziem chińskiej propagandy, ale nawet szpiegostwa.
W ciągu ostatnich lat Chiny, wraz z rosnącą potęgą ekonomiczną, rozwinęły na świecie szeroką sieć Instytutów Konfucjusza zakładanych we współpracy z uczelniami. Na uczelniach w krajach Unii Europejskiej takich instytutów jest ok. 200, zaś w USA do niedawna było ich ponad 50. W polskich uczelniach Instytuty Konfucjusza działają w pięciu uczelniach, najstarszy z nich powstał na Uniwersytecie Jagiellońskim w 2006 roku. Działają też na PO, UAM, UWr i UG.
Rząd chiński wspiera od 2004 roku zakładane na uczelniach całego świata instytuty, finansując ich działalność, dostarczając nauczycieli języka chińskiego oraz książki. Najpierw nadzór nad ich działalnością sprawowało bezpośrednio Ministerstwo Oświaty (Hanban), ale od 2020 roku zajmuje się tym Chińska Międzynarodowa Fundacja Edukacyjna, formalnie organizacja non-profit powołana przez grupę uczelni i firm.
Oficjalnie zadaniem instytutów jest nauka języka i promowanie chińskiej kultury, ale zarówno w USA, jak i w UE mówi się o tym, jak to określił jeden z dokumentów UE, że „rząd chiński w istocie używa (obecności) na uniwersytetach do kradzieży wiedzy naukowej i technologii”. Trudno się dziwić, że w powstałej atmosferze niektóre uczelnie amerykańskie i europejskie wycofały się ostatnio ze współpracy z Instytucjami Konfucjusza.
Warto jednak zwrócić uwagę, że projekt ustawy w senacie USA bynajmniej nie zawiera bezwzględnego zakazu wspierania finansowego uczelni, w których działają takie instytuty, ale stawia uczelniom trzy warunki. Uczelnia musi:
- Chronić wolność akademicką.
- Nie dopuścić do stosowania obcego prawa na terenie uczelni.
- Zapewnić pełną kontrolę nad Instytutem Konfucjusza, łącznie z tym co jest w nim nauczane, jaką prowadzi działalność i kogo zatrudnia.
Zrozumiałe jest, że rosnąca potęga Chin, a wraz z nią coraz bardziej asertywna polityka międzynarodowa budzą uzasadnione obawy co do, nie zawsze czystych, metod stosowanych przez chińskie władze wobec środowiska akademickiego. Jednocześnie nie powinniśmy wylewać dziecka z kąpielą. Nie zapominajmy, jak wielu przedstawicieli polskiego świata akademickiego skorzystało z działań, finansowanych również przez rządy takich instytucji jak British Council, Goethe Institute czy Fundacja Fulbrighta.
Amerykańscy senatorzy mądrze mówią uczelniom: nie musicie zamykać Instytutów Konfucjusza, ale kontrolujcie je i patrzcie im na ręce.
Kazimierz Bilanow
Źródło: