REKLAMA


REKLAMA


REKLAMA


Ostatnio w chińskich mediach zrobił się szum, kiedy okazało się, że uniwersytety w Shenzhen i Suzhou, na rozwiniętym ekonomicznie południu Chin, oferują młodym naukowcom, którzy dopiero co obronili swoje doktoraty, uposażenie roczne na astronomicznym poziomie miliona juanów (ok. 600.000 zł!). Są to zarobki przekraczające te, na jakie młodzi naukowcy mogą liczyć w USA.

Oczywiście, nie wszędzie w Chinach naukowcom tak dobrze płacą; w Pekinie to 250 000 juanów (ok. 150 000 zł) a średnia w całym kraju to ok. 52 000 zł, ale należy pamiętać, że poza pensją, można też liczyć na hojne bonusy, zwłaszcza za artykuły publikowane w liczących się czasopismach.

Odkąd na początku XX wieku Stany Zjednoczone wyrosły na największą światową potęgę ekonomiczno-przemysłową, stały się potężnym magnesem przyciągającym z Europy talenty naukowe z Albertem Einsteinem na czele. Po II wojnie światowej trend ten się wzmocnił; pojawiły się nawet oskarżenia o tzw. „brain drain”. Każdy ambitny badacz na świecie marzył i wciąż pewnie marzy o Harwardzie czy MIT, ale czasy się zmieniają i wiatry powoli zaczynają wiać w odwrotnym kierunku.

Mając zapewne na myśli Chiny, ale też kraje europejskie Szwecję, Niemcy czy Francję, profesor Al Teich z George Washington University mówi: „Kraje te chcą skorzystać z tego, co dzieje się w USA (...) starają się w tym momencie przyciągnąć naukowców, bo widzą okazję, ponieważ USA stały się mniej atrakcyjne, albo tak się im wydaje”.

Dobrze to widać na przykładzie Chin. Od 1978 do 2007 roku ponad 1,2 mln Chińczyków wyjechało na studia za granicę, ale tylko 25% z nich wróciło do kraju. W ostatniej dekadzie do Chin po studiach wróciło 80%. Dlaczego? Wracają, bo Chiny szybko się rozwijają, ale też dlatego, że kraj ten przeznacza ogromne środki na badania. Caroline Wagner z Ohio State University, która uczestniczyła w badaniach nad populacją w Azji, w wywiadzie dla „Physics World” zwraca uwagę na fakt, że „zakres i skala wzrostu Chin jest gigantyczna” i dodaje, że „jak więcej naukowców będzie wracało i tym samym w dalszym ciągu będzie następować wzrost Chin”.

Na rozmach chińskiej polityki ściągania do kraju naukowców wykształconych za granicą ma też wpływ zaostrzająca się podejrzliwość ze strony Zachodu i zarzuty, że chińscy naukowcy i studenci wykradają informacje o cennych technologiach. Zwrócili na to uwagę najpierw Amerykanie i Australijczycy, a potem również Europejczycy, wprowadzając ograniczenia w wymianie naukowej z Chinami. Nie trzeba było długo czekać na odpowiedź - Chiny wydały zakaz wyjazdu do Chin naukowcom i członkom ich rodzin z kilku europejskich ośrodków naukowych m.in. w Wielkiej Brytanii, Niemczech i Szwecji.

Björn Jerdén, dyrektor Swedish National China Centre w Szwedzkim Instytucie Spraw Międzynarodowych w Sztokholmie, instytucji objętej chińskim zakazem stwierdził: „Chińskie sankcje przeciwko naukowcom i ośrodkom naukowym są bezprecedensowe, ale nie zaskakują” i dodaje, że „Komunistyczna Partia Chin pokazała jasno, że nie będzie tolerowała niezależnych badań w Chinach”.

Chiny ze wskaźnikiem 2,4% (w 2020 roku) wprawdzie nie należą jeszcze do ścisłej czołówki, jeśli chodzi o procent PKB wydawany na badania, ale rozmiar chińskiej gospodarki w połączeniu z ponad 7-procentowym rocznym wzrostem nakładów na badania, sprawiają, że środki idące na ten cel są ogromne. Chiny ustępują w tym względzie Stanom Zjednoczonym, które (w 2018 roku) na badania przeznaczały 2,84% PKB, ale oba te kraje jeszcze wiele dzieli od czołówki. Najwięcej na badania przeznaczają, w kolejności: Izrael, Korea Południowa i Szwajcaria. Izrael przeznaczył na badania w 2018 roku aż 4,95% swojego PKB. Dla porównania Polska na badania (w 2019 roku) przeznaczała 1,32% PKB, co i tak stanowi imponujący postęp, skoro w 2004 roku było to zaledwie 0,55%.

Chiny zachęcają swoich naukowców do powrotu, inni zapraszają do siebie cudzoziemców. I tak np. w połowie marca Uniwersytet w Lund ogłosił nabór aplikacji na 12 stanowisk dla doktorów habilitowanych i 8 dla doktorantów; oferta ta, a zwłaszcza jej pierwsza część, skierowana jest w dużej mierze do cudzoziemców. Na ten cel uczelnia wyasygnowała 11,7 mln koron (ok. 54 mln zł), czyli o prawie dwa razy więcej niż w 2019 roku. Wówczas na 17 miejsc z całego świata napłynęło 1189 aplikacji. Wśród zwycięzców byli badacze m.in. z Indii i Iranu, w tym większość (7) to były kobiety. Inne europejskie kraje, takie jak Niemcy czy Francja, też dysponują imponującymi funduszami na ściąganie, skąd się da, młodych i utalentowanych naukowców do swoich uczelni i instytucji badawczych.

Ktoś mógłby powiedzieć, że młodzi naukowcy pchają się tam, gdzie mogą najwięcej zarobić. Tylko to po części jest prawda. Minęły bohaterskie, pełne wyrzeczeń czasy genialnych odkryć Roberta Kocha czy Marii Curie-Skłodowskiej. Dzisiaj poważne badania pochłaniają często nie miliony, ale miliardy. Słusznie zauważył Jean-Pierre Bourguignon, prezydent European Research Council (ERC) występując na początku marca z okazji portugalskiej prezydencji w Unii Europejskiej i mówiąc: „naukowcy gotowi są nawet poświęcić swoje warunki materialne dla właściwych warunków prowadzenia badań. Ale muszą oni widzieć rozsądną szansę (…) na przyzwoitą pracę, na rozwój swojego potencjału”.

KB

Źródło:

 

 

© 2022 Perspektywy.pl   O nas | Polityka Prywatności | Znak jakości | Reklama | Kontakt!!!