Konferencje naukowe zawsze były nieodłączną częścią życia akademickiego, krajowego, ale też, w coraz większym stopniu, międzynarodowego. Niejednokrotnie od merytorycznych sesji ważniejsze były przysłowiowe „coffee breaks”, podczas których spotykało się kolegów znanych tylko z publikacji, nawiązywało kontakty, szukało partnerów do grantów, inicjowało umowy o współpracy. W czasie pandemii konferencje, które mimo wszystko się odbyły, przybrały formę on-line.
Choć covidowe widmo wciąż krąży, podejmowane są próby powrotu do tradycyjnej formy spotkań twarzą w twarz. Czy się to uda? Amerykańskie doświadczenia wskazują na kilka problemów, których kiedyś albo nie było, albo ich nie postrzegaliśmy.
Za bezpośrednimi spotkaniami przemawia wiele. „Ludzie naprawdę pragną tego osobistego doświadczenia” mówi Paula Krebs z Modern Language Association, która ma nadzieję, że organizowana przez nią w styczniu konferencja w Waszyngtonie odbędzie się w normalnym trybie i mówi: „wprawdzie ostatnia konferencja on-line z udziałem ponad 5000 uczestników była udana, nie mam żadnych skarg”, „ale mój Boże, - dodaje jeden z uczestników - tęsknię za widywaniem ludzi i spotykaniem się z ludźmi przypadkowo, powiedzmy, w hali wystawowej”.
W związku z tym, że zwłaszcza starsi naukowcy obawiają się większych zgromadzeń, wydawało się, że rozwiązaniem będą konferencje hybrydowe. Tyle tylko, że konferencje prowadzone na żywo, a jednocześnie transmitowane online, okazały się ogromnie kosztowne, a tym samem nieopłacalne dla organizatorów (podwójne koszty przy mniejszej liczbie uczestników płacących za hotel, wyżywienie itp.). Pamiętajmy, że uczestnicy konferencji nie tylko wnoszą opłatę konferencyjną, ale także korzystają z restauracji i innych usług.
W organizowanych w USA konferencjach naukowych często brało udział od 5 000 do 10 000 osób. Wiedzą o tym doskonale polscy uczestnicy konferencji NAFSA. Przygotowanie takiej konferencji zajmuje ok. półtora roku albo dłużej.
Innym, podnoszonym również w Europie, argumentem przeciwko wielkim konferencjom jest to, że pozostawiają one całkiem znaczący „ślad węglowy” w postaci zanieczyszczeń powodowanych przez samoloty.
Niebagatelne znaczenie będzie miało doświadczenie z okresu pandemii. Wiele instytucji, a także uczestników, zorientowało się, że zwłaszcza wśród osób, które już się znają, naprawdę można wiele informacji przekazać i wiele spraw załatwić poprzez spotkania w ZOOM bez konieczności odbywania podróży.
Inaczej sprawa się ma, kiedy mamy do czynienia z naukowcami, ludźmi kreatywnymi. Jak to ujął Amir Haji-Akbari, profesor z Uniwersytetu Yale organizujący konferencje z dziedziny termodynamiki i molekularnej stymulacji „zaletą posiadania wszystkich zainteresowanych stron w tym samym miejscu fizycznym jest istotną zaletą. W przeciwnym razie moje doświadczenie mówi mi, że ludzie na ogół dość łatwo się rozpraszają i rozpraszają”.
Wydaje się, że o ile w sprawach bardziej o charakterze organizacyjnym konferencje w formie online pozostaną częścią po-covidowej rzeczywistości, o tyle konferencje ściśle naukowe, gdzie spotykają się idee i następuje wzajemna intelektualna stymulacja, powrócą.
Opr. KB
Źródło: https://www.insidehighered.com