Rozmowa z prof. dr. hab. inż. Tadeuszem Więckowskim, przewodniczącym Konferencji Rektorów Polskich Uczelni Technicznych (KRPUT), rektorem Politechniki Wrocławskiej
– Na różnych typach uczelni nietechnicznych – uniwersytetach, wyższych szkołach zawodowych, wyższych szkołach niepublicznych – coraz częściej pojawiają się kierunki inżynierskie. Jak Pan Profesor ocenia to zjawisko?
– Politechniki nie mają monopolu na prowadzenie studiów technicznych i nadawanie tytułu zawodowego inżyniera. Dziś Polska jak powietrza potrzebuje inżynierów. Brakuje ich tutaj już kilkadziesiąt tysięcy, jeszcze więcej w Europie – także takie ruchy są generalnie pożądane. Natomiast z przykrością muszę stwierdzić, że wiele uczelni, które próbują kreować kierunki techniczne, nie ma pojęcia, co niesie ze sobą tytuł inżyniera. Kształcą pod tym hasłem, bo jest taki trend i są na to pieniądze, ale absolwenci tych masowo otwieranych kierunków nie spełniają wielu podstawowych wymagań, jakie stawia się inżynierom. Potem różnego rodzaju stowarzyszenia zawodowe nie chcą im dawać uprawnień do wykonywania zawodu – niezbędnych w wielu branżach. W tym kontekście tytuł zawodowy inżynier trochę traci na wartości. Bardzo z tego powodu ubolewam. Inżynier inżynierowi jest, niestety, nierówny.
– A jak powinno się kształcić inżynierów?
– Przede wszystkim kształcenie inżynierskie z definicji nastawione jest na współpracę z gospodarką. Inżynierowie to ludzie, których losy zawodowe muszą być z nią związane. Żeby wykształcić dobrego inżyniera trzeba do tego mieć odpowiednią infrastrukturę. Połowa zajęć powinna się odbywać w laboratoriach. Musi być też kadra dydaktyczna, umiejąca tych inżynierów faktycznie uczyć i przekazywać im swoje doświadczenie praktyczne, bo swoje losy związała z przedsiębiorstwami, choćby częściowo. Przyszli inżynierowie muszą mieć solidne fundamenty, na których będą budować swoją przyszłość – są to przede wszystkim nauki ścisłe i techniczne. Muszą też koniecznie umieć pracować w zespole i znać światowe trendy w swojej dziedzinie.
– Kim jest dzisiaj inżynier?
– Inżynier to naprawdę brzmi dumnie. Ja sam mam ten tytuł zawodowy i całe życie się nim szczycę. Dzisiaj inżynierowie są po części humanistami, są kreatywni, muszą mieć odpowiednią wiedzę, żeby tworzyć nowe rozwiązania technologiczne, techniczne, ale z drugiej strony muszą rozumieć potrzeby społeczeństwa – żeby te nowe rozwiązania służyły ludziom w jak najlepszy sposób. Współczesny inżynier to jest również wielka odpowiedzialność. Bo to, co inżynierowie robią, zmienia fizycznie otoczenie, w którym funkcjonujemy, zmienia nasze miasta, nasz sposób transportu, sposób przekazywania informacji.
– Kiedyś technika i cywilizacja rozwijały się przez katastrofy. Jeśli statek tonął, znaczyło to, że jest prawdopodobnie źle skonstruowany lub wadliwie wykonany – i budowało się go potem inaczej…
– Opcja nauki przez katastrofy w tej chwili w ogóle nie istnieje! Cywilizacja poszła bardzo do przodu – wszystko jest ze sobą powiązane, stopień komplikacji jest ekstremalnie wysoki. Poziom niezawodności musi być zupełnie inny niż kiedyś. Na szczęście, dzięki rozwojowi nauki dzisiaj inżynier ma dostępne o wiele bardziej zaawansowane narzędzia. Wiele rzeczy można przewidzieć, zamodelować. Ale z drugiej strony, im inżynier ma większą wiedzę, tym bardziej ciąży mu ten ból głowy i ta odpowiedzialność, która na niego spada.
– Cywilizacja uzależnia?
– Na pewno uzależniamy się od wielu rozwiązań. Misją inżyniera jest tworzenie takich rozwiązań technologicznych, którymi będą mogły się posługiwać, jak najbardziej intuicyjnie, także osoby nie mające pojęcia o technice. Inżynierowie niejako tłumaczą język techniki na język cywilizacji – tak, aby każdy, w dobie gdy wszystko jest tak straszliwie nasiąknięte techniką, mógł mieć do tej nowoczesności wygody i łatwy dostęp – i to jest ich rola. Ale też znowu – wielka odpowiedzialność.
– Do niedawna panował taki trend, że Europa to miała być tylko własność intelektualna, myśl twórcza, a przemysł stąd wyprowadzano. Zrozumieliśmy chyba jednak, że nie da się funkcjonować tylko ze sprzedaży własności intelektualnej. Że trzeba umieć wytworzyć urządzenia, które służą społeczeństwu. Przeżywamy wielki powrót przemysłu, pojawia się pojęcie neoindustrializacji Europy. Czy uczestniczymy w tym trendzie? Mówi się przecież, że w Polsce nic nie produkujemy…
– Nic bardziej mylnego. To jest taki pogląd gazetowy wszystkich niezorientowanych „narzekaczy”. Mamy w Polsce zatrzęsienie znakomitych, bardzo innowacyjnych, technologicznie zaawansowanych małych i średnich przedsiębiorstw. Czasem ze względu na powiązania kooperacyjne produkty te nie są nawet sprzedawane pod szyldem naszych polskich firm, tylko europejskich czy światowych koncernów. Ale te rzeczy produkowane są tu, w Polsce – proszę mi wierzyć. Proszę też pamiętać, że coraz więcej światowych koncernów tworzy jednostki badawczo-rozwojowe w Polsce.
– Nie jesteśmy więc skazani na to, aby być jedynie montownią zagranicznych technologii?
– Wszystko zależy od nas. Naszym bogactwem naturalnym są znakomicie wykształceni młodzi ludzie. Europa już tego nie ma. Z jednej strony musimy walczyć o inwestycje zagraniczne – ale właśnie takie zaawansowane, z drugiej nakłaniać polskich przedsiębiorców, aby podjęli ryzyko i zainwestowali w badania na naszych uczelniach, a nie kupowali gotowe technologie za granicą. W oparciu o własne badania można zrobić rzeczy nowsze, lepsze i ciekawsze.
Jeżeli będziemy mieć po swojej stronie kompetencje, to jednostki badawczo-rozwojowe będą w Polsce powstawały. Dlatego musimy mieć ludzi i – nie ma wątpliwości – musimy dbać o nasz interes TUTAJ. W globalnej gospodarce trzeba umieć dbać o interes kraju.
– Jakie są mocne strony polskich uczelni technicznych?
– Mamy świetne kadry i wielkie inwestycje w infrastrukturę w ostatnich latach. Dzięki nim weszliśmy w zupełnie nową epokę. Mamy znakomitą infrastrukturę dydaktyczną. To nie są tylko sale wykładowe, ale przede wszystkim najwyższej klasy, fantastycznie wyposażone laboratoria. Tu nie mamy się czego wstydzić także na poziomie światowym. I to są najlepiej zainwestowane pieniądze – bo w kształcenie elit technicznych w Polsce.
– Jakie wyzwania stoją przed polskim uczelniami technicznymi?
– Najważniejsze jest, aby dobrze kształcić i być elastycznym na potrzeby gospodarki. Przy kreowaniu kierunków studiów należy współpracować z przedsiębiorcami, ale jednocześnie uzmysławiać im, że kształcąc dajemy absolwentom solidne fundamenty, a nie kształcimy ludzi do konkretnej maszyny czy pod jednostkowe stanowisko! To jest już dzisiaj niemożliwe. Kluczowym wyzwaniem jest, aby być jak najbliżej sektora przedsiębiorstw.
– W jaki sposób?
Trzeba dopasować się do oczekiwań otoczenia. Nie jest tak, że jest jedno słuszne rozwiązanie dla każdej uczelni. Każdy region ma swoją specyfikę, ma określone podmioty gospodarcze, które są tam ulokowane. Trzeba wsłuchiwać się w ich potrzeby. My powinniśmy patrzeć na potrzeby przemysłu, a z drugiej strony przedsiębiorcy powinni patrzeć na pewne uwarunkowania, w jakich kształcimy naszych inżynierów. Wymiana informacji o potrzebach to podstawa.
– Co jest takiego w studiach inżynierskich, że ich absolwenci nie tylko idą w przemysł, ale świetnie radzą sobie na innych polach – stają się prezesami, liderami, a nawet wybitnymi artystami? Jak to się dzieje, że co trzeci prezes największych spośród firm w Polsce ma tytuł zawodowy inżyniera?
– Kiedy rozmawiałem z wybitnym biznesmenem, Leszkiem Czarneckim – inżynierem z wykształcenia, czy wybrałby inną ścieżkę kariery – powiedział, że z całą pewnością nie. Bo to wykształcenie dało mu podstawy myślenia logicznego, precyzyjnego, inżynierskiego. Nauczyło go też budowania modeli i konstrukcji. Oraz liczenia. Dzięki temu zrozumiał przemysł, technikę, gospodarkę. A żeby skutecznie zarządzać firmą zrobił kolejne studia. My, inżynierowie, radzimy sobie z dużymi, złożonymi strukturami. Umiemy rozwiązywać twórczo problemy. Sam zarządzam, można powiedzieć, potężną firmą zatrudniającą ponad cztery i pół tysiąca pracowników i operującą jedną trzecią budżetu województwa dolnośląskiego. Moim zdaniem o wiele łatwiej jest się dokształcić z zakresu ekonomii inżynierowi, niż ekonomiście – zdobyć wiedzę inżynierską.
– Akcję „Dziewczyny na politechniki!” prowadzimy wspólnie z Konferencją Rektorów Polskich Uczelni Technicznych już od 6 lat. Czy na Pana uczelni daje się zauważyć faktycznie więcej pań?
– W ciągu ostatnich 5 lat ich udział wzrósł z 25% do 33% – i z tego trzeba się naprawdę cieszyć! To wielka zmiana – wynik naszej akcji, ale też wielu innych działań prowadzonych przez uczelnię, w wyniku których sukcesywnie stajemy się bardziej otwarci na dziewczyny. Coraz więcej jest też u nas kobiet na eksponowanych stanowiskach. I w wielu miejscach kompetencje pań znacząco przerosły kompetencje panów. Najdobitniej zaobserwowałem to podczas uroczystej immatrykulacji studentów studiów II stopnia na Wydziale Elektrycznym w tym roku – tradycyjnie najmniej sfeminizowanym. Wzięło w niej udział sześć wydelegowanych, najlepszych osób z roku – i były to same panie! Szok – pozytywny oczywiście.
– Dlaczego 25 kwietnia zapraszamy dziewczyny na Ogólnopolski Dzień Otwarty tylko dla nich – na uczelniach technicznych w całym kraju?
Chcemy pokazać – paniom, ale i całemu światu – że dziewczyny wspaniale sprawdzają jako inżynierowie, że uczelnie techniczne to znakomite miejsce do robienia karier – zarówno dla pań jak i dla panów.
Natomiast panie muszą sobie same wybrać ścieżkę kariery i zdecydować, czy chcą wiązać przyszłość z zawodem inżyniera. My byśmy się bardzo cieszyli, gdyby wybierały uczelnie techniczne – dzięki temu, że kobiet jest na politechnikach coraz więcej, zaczęło tu być normalniej.
– Końcówki żeńskie nazw osób wykonujących zawody wzbudzają wiele emocji. Jaki jest Pana stosunek do słowa „inżynierka”?
– Nie razi mnie ono, choć osobiście preferuję określenie „pani inżynier” – wydaje mi się bardziej eleganckie.
– Ale trudno go użyć w pierwszej osobie. Nikt nie powie o sobie „jestem panią inżynier”. A „inżynierką” i owszem.
– I owszem. Jeżeli chodzi o „panie inżynier” lub „inżynierki” mam z nimi do czynienia stale, wiele z nich zatrudniam. Najważniejsze, że są znakomitymi profesjonalistkami. Nazwa jest sprawą drugorzędną.
– Pana córka jest inżynierką – chemiczką. Czy sama sobie tak wybrała, czy tata ją namawiał?
– Sprawa była stosunkowo prosta – nie miałem tutaj nic do powiedzenia. Większy wpływ miała na nią wybitna nauczycielka chemii ze szkoły średniej. Decyzje podjęła sama. Bo każdy tę decyzję ostatecznie musi podjąć sam.
– Dziękuję bardzo Panu Profesorowi za rozmowę.
www.dziewczynynapolitechniki.pl, www.krput.edu.pl
rozmawiała:Bianka Siwińska
Prof. dr hab. inż. Tadeusz Więckowski, 60 lat, rektor Politechniki Wrocławskiej, przewodniczący KRPUT. Specjalista w dziedzinie kompatybilności elektromagnetycznej urządzeń, systemów i instalacji telekomunikacyjnych i teleinformatycznych. Wraz z zespołem zainicjował, utworzył i wypromował pierwszy w Polsce kierunek „Teleinformatyka” oraz doprowadził do powstania unikatowego w skali światowej Laboratorium Kompatybilności Elektromagnetycznej, które uzyskało nostryfikację Unii Europejskiej. Do sukcesów prof. Więckowskiego należy też zbudowanie klastra „Wspólnota Wiedzy i Innowacji w Zakresie Technik Informacyjnych”, który działa na Politechnice Wrocławskiej i do którego należy obecnie ponad 70 firm. |