REKLAMA


REKLAMA


REKLAMA


REKLAMA


REKLAMA


Spektakl Wyspa Jadłonomia, który od 18 listopada można oglądać w warszawskim Teatrze Studio, to współczesna muzyczna baśń z morałem. Zaciekawia już choćby dlatego, że stanowi eksperyment na skalę niemal światową – został zainspirowany Jadłonomią – wegańskim blogiem o gotowaniu i powstałymi na bazie tego bloga książkami kucharskimi Marty Dymek. Ale powodów, by zobaczyć przedstawienie, jest o wiele więcej.

Na początku wszystko jest jak w życiu: pojawia się trudna życiowa sytuacja (nieuleczalna choroba ojca), którą rodzice chcą ukryć przed dzieckiem, bo przecież dzieciom się o „takich” sprawach nie mówi, dzieci to nie interesuje, dzieci trzeba chronić. Rozmowa pełna sycząco-szeleszczących dźwięków („szeptu, szeptu”, „pst, pst”) odnosi skutek odwrotny do zamierzonego: dziecko już wie, że dzieje się coś złego, czuje niepokój i strach, tym większe, im więcej rzeczy musi sobie samo dopowiedzieć.

Tak zaczyna się na poły baśniowa podróż Małej M. (w tej roli znakomita Maja Pankiewicz). Kresem tej drogi ma być znalezienie klucza do własnej odpowiedzialności, własnej roli w zetknięciu ze złem (Cieniem) przybierającym różne postaci i podstępnie ukrytym w najbardziej codziennych słowach, przedmiotach czy czynnościach, takich jak choćby jedzenie. I jedzenie (jak przystało na spektakl inspirowany wegańskimi książkami kucharskimi) staje się w Wyspie Jadłonomii już nie tylko tematem, ale i polem bitwy. Walka toczy się między tym, co znane i lubiane („tłusto i pożywnie ma być” – mówi na koniec szeptanej rozmowy z żoną ojciec Małej M., broniąc swojego prawa do szaszłyka i kaszanki), co codzienne i swojskie („W domu to jem. Z domu to jest” – powtarza Mała M., chcąc się wytłumaczyć z jedzenia mięsa Zwierzowi, Owcaleniu, któro – bo to ono – otwiera jej oczy na fakt, że mięso to zabite zwierzęta, jego bracia i siostry), a tym, co zdrowe (wpadająca w ucho punkowa piosenka o nowalijkach), prawdziwie pożywne („Tęcza kolorów, paleta smaków” – chwali wegańską żywność Falafel, jedna z wielu przewijających się w spektaklu postaci) i etyczne (także w kontekście kryzysu klimatycznego).

Ale jedzenie w Wyspie Jadłonomii to pretekst, by dotknąć spraw o wiele ważniejszych i trudniejszych. Podróż Małej M., zapoczątkowana niezgodą na wykluczenie (odsuwanie problemów od dzieci), prowadząca przez meandry różnego rodzaju innych fałszerstw charakterystycznych dla świata dorosłych, to droga, do przebycia której potrzebne są odwaga i determinacja, a na jej końcu nie ma wcale jednoznacznych odpowiedzi ani banalnego happyendu. Na końcu podróży może się bowiem okazać, że nie na wszystko mamy wpływ i nie wszystko możemy zmienić, co wcale nie znaczy, że nie warto w ramach swoich możliwości starać się o zmianę. Bo czasem wystarczy zmiana na własnym talerzu, we własnym otoczeniu, na własnej „wyspie” właśnie, by świat stał się w ogóle lepszy. I to chyba jest najuczciwszy z morałów, jaki może dać współczesna baśń – dla wszystkich w wieku lat 10+, jak czytamy w opisie spektaklu.

No właśnie, a propos widowni. Momentami wydaje się, że twórcy Wyspy Jadłonomii (za koncepcję odpowiadają: Maciej PodstawnyDorota Kowalkowska i Jan Czapliński), chcąc zaproponować dzieło „dla każdego”, nie poradzili sobie w równy sposób z tak ambitnym wyzwaniem. O ile bowiem humorystyczne dialogi śmieszyć będą widzów w różnym wieku (choć z odmiennych powodów – dla starszych będzie to śmiech po odkryciu aluzji, dla młodszych radość z dobrej zabawy, jaka toczy się na scenie, i w jaką – na sam koniec – mogą się i oni włączyć). O ile piosenki (zrealizowane w różnych stylach muzycznych – lirycznej piosenki autorskiej, rapu, punka) popchną w wielu momentach akcję i wpadną w ucho każdemu. O ile wreszcie rozmaite poboczne wątki przykują uwagę drobiazgiem (choćby miało się nim okazać brzydkie słowo – swoją drogą rozważania o grzeczności to jeden z ciekawszych wątków tego spektaklu), o tyle poważniejsze dialogi, których w miarę rozwijania się akcji jest coraz więcej, mogą u niektórych skutkować chwilową dekoncentracją czy znudzeniem. Na szczęście jednak ta dekoncentracja/znudzenie są rzeczywiście chwilowe i trwający 100 minut spektakl doskonale broni się jako całość.

Reasumując: Wyspę Jadłonomię z pewnością warto zobaczyć (niezależnie od tego, co na co dzień ląduje na naszych talerzach, czyli czy jemy wegańsko, czy nie). Nienachalnie bowiem (przez inteligentne puszczenie oka do widza, przez humor czy przez piosenkę) skłania do refleksji nad tym, jak wyglądają nasze „wyspy” i w jaki sposób lepiej i mądrzej, ale bez podejmowania wyzwań ponad naszą własną miarę, moglibyśmy o nie zadbać.

Na scenie Teatru Studio oprócz Mai Pankiewicz zobaczymy: Daniela Dobosza, Tomasza Nosińskiego, Marcina Pempusia i Ewelinę Żak.

 

Magda Tytuła

© 2022 Perspektywy.pl   O nas | Polityka Prywatności | Znak jakości | Reklama | Kontakt!!!