Prof. Przemysław Wiszewski, b. rektor Uniwersytetu Wrocławskiego, dzieli się w najnowszym bloku refleksjami powyborczymi.
Spadek po Ministrze
Minął tydzień od wyborów parlamentarnych, mniej więcej wiadomo, kto utworzy rząd. Wiadomo, że obecny Minister przestanie pełnić swoją funkcję. Jako historyk zastanawiałem się, jak można podsumować – bez złośliwości i emocji – lata sprawowania przez niego funkcji opiekuna szkolnictwa wyższego i nauki? Zakładając, że celem działania takiego ministra jest stworzenie warunków do rozwoju tak edukacji, jak i badań działających na rzecz społeczeństwa polskiego. A ponieważ uważam, że każdy recenzent powinien skupiać się na pozytywach, dopiero w drugiej kolejności wskazywać negatywy, zacznę od tego, co można by wskazać jako dodatni wkład Ministra w naukę.
No i tu jestem w kłopocie – ale nie jest zupełnie beznadziejnie. Może nie w naukę, ale Minister ma pewien wkład w utrzymanie i chyba też rozwój potencjału szkolnictwa wyższego w mniejszych ośrodkach. I nie myślę tu o rozdawaniu paciorków w postaci podniosłych nazw – akademia, uniwersytet… Raczej o dowartościowanie środowisk, które w poprzednich latach czuły się odsunięte na bok, trochę zaniedbane i zapomniane wobec dominującego nacisku na doskonałość naukową. Którą osiągnąć można było szybciej w większych ośrodkach.
Niestety, pozostałe plusy wynikają raczej z pewnego hmmm dystansu Ministra do naszego sektora. Mimo wielkich zapowiedzi, na szczęście, nie zreformował NCN, nie wywrócił ustawy o PAN, nie zmienił dokumentnie naszej ustawy PoSzWiN, jednym słowem – wszędzie tam, gdzie mimo zapowiedzi zabrakło konsekwencji, jest pewien plus.
Z minusami pewnie byłoby łatwiej. Nie wchodząc w powszechnie znane zagadnienia (np. upartyjnienie uczelni wyższych i niektórych aspektów humanistyki, ideologiczne podejście do kształcenia, lekceważenie nauki i zagrożeń, o których ona mówi…), wskazałbym
- załamanie systemu finansowania nauki i szkolnictwa wyższego wskutek świadomego rozpraszania środków między podmioty uzależniane od Ministra. I nie chodzi tylko o czeki, ale też o Akademię Kopernikańską, celowane konkursy nie przynoszące wartości dodanej, rozdawanie środków inwestycyjnych bez transparentnej procedury;
- złamanie kultury pracy i etosu nauki w systemie szkolnictwa wyższego. Pomijając wiele różnych aspektów, wspieranie klientaryzmu jako metoda zarządzania sektorem nie sprzyja ani podtrzymaniu prestiżu społecznego nauki, ani innowacjom zasilającym rozwój społeczeństwa. Bo też i jaka to nauka, która myśli tylko jak zrobić sobie zdjęcie z ministrem. Albo chociaż z tabliczką ministerstwa?;
- wspieranie rezygnacji z kultury jakości w nauce i szkolnictwie wyższym. Nie ma dziś w zasadzie żadnego programu ministerialnego, który wspierałby jakość w naszym sektorze. Jest sporo rozdawania środków, ale jakość jest słowem wyklętym;
- rezygnacja z rozwijania nowoczesnej edukacji akademickiej. Nie ma żadnej systemowej zachęty do przemyślenia i wdrożenia nowych form i kierunków kształcenia. Uczelnie robią to same, ale raczej pod kątem komercyjnym (względnie – żeby przetrwać wobec niżu demograficznego) niż z przekonania, że świat zmieniając się wokół nas wymaga też od nas pewnych zmian. Ba!, zmniejszono dostęp do najważniejszych zagranicznych czasopism naukowych, a to dla studentów, którzy nie mają swoich dostępów (co jest dość kosztowne) oznacza odcięcie do bieżącego stanu wiedzy;
- wreszcie, dla mnie kluczowe, zaniedbanie rozwoju relacji między naszym sektorem a kulturą, społeczeństwem i gospodarką. Gdzieś tam tli się w ewaluacji trzecie kryterium, ale to bodziec niewystarczający do jakichkolwiek działań.
No i tak można sobie wyliczać. Wolałbym jednak pomyśleć – czego można się z tych okropnych lat minionych nauczyć? Każdy ma swoje odpowiedzi. Ja – że stagnacja zabija akademię, że polityka niedoborów, kultura konfliktu i klientaryzmu wypacza podstawowe zasady funkcjonowania naszego sektora. Że bez szacunku dla pracy i osadzenia jej w kontekście międzynarodowym nie ma szans na rozwój.
Mam jednak nadzieję, że czarna noc edukacji i nauki zbliża się do końca. Obyśmy jak najszybciej mogli się obudzić.
Źródło: przemyslawwiszewski.pl